poniedziałek, grudnia 31, 2007

x2

jestem po tym samym, co przed.


zaczynam się zastanawiać czy może zamiast nart w tym roku iberię odwiedzić. póki co żadnej głębokości. 60 złotych bynajmniej nie monet. christine też może. jedyne, co teraz kojarzę, to obcojęzyczne zwroty.


do feb.

sobota, grudnia 29, 2007

nieobcy obcy

we mnie.


dotyk Twojej dłoni mówi mi, że mnie złapiesz, kiedykolwiek zacznę upadać.


nie mów nic.

enter sandman

come on with me.


rysa na szkle.


uśmiech.

piątek, grudnia 28, 2007

come on eileen

radziła się babka babki
z czyich mózgów zrobić papki.



każdy może być dziewczyną
zwaną czerwonym kopciuszkiem.
kiedy przejdzie pod drabiną,
wytkną ją dzieci paluszkiem,
inny cicho się zakradnie
w ciemnej ulicy, spodnie w dół,
jak wilk się rzuci, napadnie.
nożyce mówią
-uderz w stół.

widzisz hańbę, pech, może śmierć,
myślisz sobie, brak szczęścia też.
pójdziesz zimą na orlą perć?
ona, on, wszyscy, ty - ten zwierz.
koniec jest inny. nie zgwałcił.
wiedziała, co się stać może.
dlaczego?
pomyśl.


spijałem ciszę, a powinienem milczeć.

wtorek, grudnia 25, 2007

spokojny. pobudzony. rozmarzony.

unwise i am. patience in me must be.


muszę uważać. podobno. nie chcę.
zapomnieć się trochę. bo w zabawkę się bawić nie chcę mimo prawdopodobnej ciekawości całej sytuacji. chyba, że sam miałbym się bawić. tylko warto wiedzieć wcześniej, by się nie zawieść. może z tego małe rozdrażnienie. niewiedza. odległość. nieznajomość. przede wszystkim brak spojrzenia i oceny reakcji ciała. coś w tym jest.


święta. drugie już. "god gave me everything i want"... ?

czwartek, grudnia 20, 2007

whatever

dlaczego ludzie nie umieją się dogadywać i mówić wprost rzeczy, które by ułatwiły sytuację?


szkoda, że nie zaczął. i nie dlatego, że dopuszczam moją ostrą reakcję odwetową, ale powodem jest brak mojej wiedzy na temat tej reakcji. nie wiem co bym zrobił. a to mnie mocno ciekawi. i ciekawi mnie nie tylko moja reakcja, a cały łańcuch albo i lawina zdarzeń.


kończąc gdybanie zanim się zacznie... nie są ważne moje odczucia.

fck it all

łatwo powiedzieć.


złe uczucia. uczucia są ogólnie złe.


i co teraz zrobić?

poniedziałek, grudnia 17, 2007

15:01 17.12.2007r.

kolejny początek. i jedna melodia. auto rock.


smutek, brak. ale i przekonanie o dobrej decyzji. będą wspomnienia. dobre. same dobre. ciepło. komenda "przytul". wszechobecny uśmiech. może kilku chwil nie chcę... ale już nie wiem których. bo i po co pamiętać? kilka słów bezpośrednich.
pokazałaś mi, co to znaczy być szczęśliwym. byłem szczęśliwy. pokazałaś mi, co to jest ciepło. było mi gorąco. nauczyłaś mnie nowego życia. zasmakowałem go i w nim nadal gustuję. możesz dalej nie wierzyć, ale prawdą jest, że to właśnie ty mnie wyleczyłaś. wiesz z czego. bądź szczęśliwa. bądź sobą. nie zmieniaj się dla nikogo.


pokazałaś mi, że mogę być szczęśliwy... nie zapomnę...
dziękuję!!!

wtorek, października 23, 2007

mimo wszystko koń

adrenaline crash and crash my head, nitro junkie, paint me dead:D


k
ilka dni temu pierwszy raz widziałem to piękno. w całości. na żywo. niestety była to wersja mniejsza i bez tylnego skrzydełka, natomiast byłem bliski spowodowania wypadku moim podnieceniem. wiem. prawdopodobnie nikt z Was tego nie zrozumie. dlatego nie ma sensu pisać więcej.


uzależniłem się. dzięki temu mniej postów się tu pojawia. w końcu mam mniej zmartwień i mniej czasu na suche myśli.

sobota, października 13, 2007

zero tollerance for error

szczęście niewymierne.


poznawanie, wzrok, napięcie pozytywne, myśli, jedność, szczęście. zrozumienie.


dobrze mi z nią. wyjątkowo dobrze :)

wtorek, października 02, 2007

kill frenzy (24)

"...stopped by any means necessary."


chcę tylko porozmawiać. nie lubię mówić, że czegoś nie wiem. nie w momencie, w którym muszę podjąć jakąś decyzję. jest całe mnóstwo sytuacji, w których takie słowa są kłamstwem, przynajmniej nie do końca prawdą lub początkiem dłuższego wywodu.
nie chcę by widziała to wszystko. chcę, by wiedziała, że istnieje, ale nie, żeby szukała i czytała. ona to wszystko będzie wiedziała z bezpośredniego źródła. a jak nie, to nie będzie sensu. nie chcę tworzyć niemiłych sytuacji, przyszłych krzywych spojrzeń. chcę, być w porządku. nie znam już powodu, dla którego dostrzegłem jakieś przeciwwskazania takiego zachowania. były. nie ma. wtedy dalej będę mógł wyrażać siebie. nie widzę przyszłości. poczekam. i tu chyba najbardziej nie fair będę w stosunku do siebie.


"i can walk and chew gum at the same time."

poniedziałek, września 24, 2007

please don't take a picture

prochy, prochy, wszyscy upadniemy:)


wzrok odmawia posłuszeństwa, trudno czytać cokolwiek papierowego lub komputerowego. saper odpada po pierwszych dziesięciu sekundach. "broadcast me a joyful noise..." - to wypada powiedzieć i iść spać.


it's been a bad day*. please don't take a picture.
*x17

niedziela, września 23, 2007

4x4

znalazłem:D eine kleine nachtmusik 2:43 - 2:56.


jest dziecinna. udaje dojrzalszą niż jest i jej to nie wychodzi. ja to tak widzę. tylko to nie ja mam widzieć. jeśli jemu pasuje wszystko, to niech tak będzie. w końcu to nie mnie to ma pasować. muszę się hamować. chcę dla niego jak najlepiej. jeśli to on ustala swoje priorytety, to ja się dopasuję. i będę miał uśmiech na ustach:)


tyle. i uśmiech zostaje.

piątek, września 21, 2007

overkill

skąd się biorą pająki?


nie mogę zasnąć, myślę o implikacjach zbyt głębokiego nurkowania i prawdopodobnych komplikacjach. szczególnie w nocy martwię się sytuacjami.. wiem, że będzie wszystko w porządku, bo być może to tylko wyobraźnia. dzień po dniu to się pojawia, noc po nocy moje serce okazuje strach. duchy pojawiają się i znikają w otchłani. sam pomiędzy kartkami przynoszę tylko rozdrażnienie. czas na spacer po ulicy. zalatuje desperacją, ale przynajmniej są ładne światła i małe wariacje. to wszystko unieważnia ten cały "mój overkill".


"nothing in this world, that's worth heaven, comes easy."

czwartek, września 20, 2007

samolub

flaj sprzedawać ryby (zagadka słowna).


jestem samolubny. chcę żeby dziewczyna była extra fajna i w ogóle, plus jeszcze kilka warunków.. nazwaliśmy je romantycznymi:) a sam nie chcę się zmieniać. ale czy to jest samolubność? ja nie chcę, by dziewczyna dla mnie się zmieniała. chcę, by była dla mnie idealną nie starając się, by była sobą cały czas i żeby to mi maksymalnie możliwie odpowiadało. i vice versa, oczywiście. wyrzeczenia.. podobnie chyba w tej kwestii. wiadomo, że przesadzać w żadną stronę nie można. nie wiem czy spełnienie tego jest możliwe. odpowiedź na to pytanie ukaże się po wielu latach.


dobra. od brata jednak mogę się czegoś o związkach nauczyć. dziwne, ale prawdziwe.

niedziela, września 16, 2007

europa

jest taki utwór santany.


chciałem mu powiedzieć o wielu rzeczach. pogadać chwilę. ale jak przyszło co do czego, to nie potrafiłem. raz, że zapomniałem o wszystkim, jak go zobaczyłem, a dwa, że nie chciałem się żegnać. spotkamy się niebawem i tak. tam, tu, gdzieś na świecie, wszystko jedno. i wiem, że się nic nie zmieni. nie będę życzył, żeby wracał szybko, nie będę życzył, żeby nigdy nie wracał. niech się tylko wszystko ułoży tak, jak on tego będzie chciał.


-are you an idiot?
-no. i'm a dreamer.

piątek, września 14, 2007

thnks fr th mmrs

kiedyś miałem moje własne marzenie. jedyne i tylko dla mnie.


zapachniało czymś. jakby jesienią, ale próbowałem sobie przypomnieć z czym konkretnie kojarzy mi się ten zapach. reserved. liceum. ale mocniej czuję kraków poprzedniego roku. listopad. pewna urocza dama uszczęśliwiła mnie... co było potem - nieważne, bo idąc alejami przejechał jakiś stary steyr, który nie powinien być dopuszczonym do ruchu, i zasmrodził spalinami. w sumie podobnie się stało w historyjce sprzed dziecięciu miesięcy.


może kiedyś powie "dzień dobry".

środa, września 12, 2007

staring at the sun

there's more to living than only surviving.


wracając z boiska roznosiła mnie wściekłość. że nie mogę być z nimi dzisiaj, że nie mogę być z nimi w sobotę, że muszę zająć się teraz czymś innym. nawet muzyki nie chciałem mieć w głowie.


brata mam za to wspaniałego. dał mi cel. i wszystko jedno czy uda mi się czy nie. gest wystarczy.

wtorek, września 11, 2007

how long will i slide...

z destra i sinistra najlepsze jest dritto.


no i dobra. jestem trochę rozbity. jako romantyk zawsze będę. i co z tego? już od jakiegoś czasu podchodzę do sprawy inaczej. dojrzalej, bardziej realnie, bardziej infantylnie, z fikcją przed oczami? nie do mnie należy wybór nazwy. foxtrot uniform charlie kilo? nie. que sera, sera? też nie do końca. ważne, że wiem, co robię. bla bla bla. chodzi mi po głowie jedna rzecz jeszcze. dlaczego chcąc się podbudować, zazwyczaj znajdzie się ktoś, kto szczerze zmiesza z płytkami chodnikowymi? bo próbuję się podbudować w złym towarzystwie?


gra. wszystko gra i wszystko to jest gra. w życiowym cashflow z wyścigu szczurów już się wydostałem. nie wrócę tam.

poniedziałek, września 10, 2007

gio

and it's you when i look in the mirror.


kontynuując temat światełka, spokojnie mogę napisać, że jest nim gio. szkoda tylko, że o tym nie wie, bo to ona pokazała mi kolejne opcje życia. to ona nauczyła mnie czegoś ważnego. światełek, ba! istnych laserów jest więcej. niektórych nie widać, bo oślepiają. inne świecą w niebo szukając elvisa. nie te okoliczności, nie ten czas i wszystko by się inaczej potoczyło. nie ważne jak do końca. po prostu inaczej. nie żałuję, bo nie znam jej, więc nie mam czego. ale kiedyś jej to powiem. najpierw napiszę, a kiedyś podziękuję patrząc w [...] oczy i podziwiając uśmiech zmiksowany z dozą niewinności.


swoją drogą, to imię ma coś w sobie. niestety:)

testowane na ludziach

there's a heaven above you...


rywalizacja i duch walki. bardzo ważne. umieć przegrywać w momencie głodu zwycięstwa to jedno. a przegrana cieszy, gdy wiadomo, że wygrana sprawi komuś większą radość i go podbuduje.


jednak nie jestem taki zły. a może...

sobota, września 08, 2007

after party

wiele zmian.


w ciągu dziesięciu dni poznałem więcej fajnych dziewczyn niż przez dwa lata agiehowych studiów. część z nich w krakowie będzie dopiero za rok. część z nich nigdy. ale jedno doświadczenie napawa mnie optymizmem. there is a light... i, dzięki bogu, nie takie jak w utworze "no leaf clover".
przyjaciel wylatuje. przyjaciółki nie ma, bo taka jej decyzja. szanuję. kolejna raczej nie chce nią być, chociaż sama nie wie do końca jak się zachowywać. teraz nauka. taki plan. potem dojdzie praca. taki plan. kontakt z sycylią, kontakt ze wspaniałymi ludźmi i jestem w niebie. taki plan.


światełko świeci. tego pewien jestem. a tunel sam mnie znajdzie. przypadkiem lub nie.

wtorek, czerwca 26, 2007

poza zasięgiem

księżniczka, książę, duperele.


nie ta klasa, nie te umiejętności.
jakby powiedziała moja przyjaciółka: "nie ta półka".


próbuję w to nie wierzyć, ale jednak to ja nie pasuję.

niedziela, czerwca 24, 2007

się działo..

pobalowałem.


sms:
"i'm drunk, i think..."
odpowiedź:
"i think, therefore i am - rene descartes"


inaczej komentować nie zamierzam.

czwartek, czerwca 21, 2007

trudne wyznanie

ale to większość facetów tak ma. przynajmniej według naukowców.


moja ręka miała dzisiaj bliskie spotkanie ze zgrabnym i... hmm, jakby nie patrzeć... ciekawym :) tyłeczkiem pewnej dziewczyny/kobiety, o wzroście powyżej 180cm. to zdarzenie, możecie wierzyć lub nie - innego wyboru nie macie, wywołało na jej twarzy ciepły uśmiech. równie ładnie uśmiechnęła się jej towarzyszka (wcale nie niższa), no i oczywiście ja :D


mimo tego incydentu, zaznaczam - zupełnie (!) przypadkowego, muszę się przyznać, iż boję się wysokich dziewczyn/kobiet.

niedziela, czerwca 17, 2007

no to lecimy dalej... jeże i dinozaury...

kilka tygodni temu głaskałem jeża. dowiedziałem, że dzięki temu jestem gorszy niż dziecko.


ludzie w autobusie są jak dinozaury. takie skojarzenie nasunęło mi się podczas... nie zgadniecie... podczas jazdy autobusem. muzyka w głowie, dzięki czemu nie słyszałem otoczenia, i wchodzi jakaś (starsza) babka do busa. inna (+/- ten sam wiek) popatrzyła się na nią tak jakby jej jakoś zagrażała, ale jednocześnie gdy ich spojrzenia się zetknęły, miny były bardzo neutralne... zdawało mi się że rozmawiają, patrząc przez okno - poruszały głowami i gestykulowały jak przy rozmowie, ale jakoś tak nienaturalnie. od czasu do czasu jedna na drugą patrzyła, jakby chciała w niej dostrzec jeszcze większą ilość wad. wyjąłem słuchawkę z ucha i okazało się, że one wcale nie rozmawiają. tak więc moje skojarzenia były słuszne. wyglądało to jakby mimo wszystko chciały się porozumieć. ale nie jak koty czy psy... one nie mają zmarszczek.
chamskie? niezbyt. a to dlatego, że są również przemiłe starsze osoby, które patrzą na świat z miłością. ale o tym podziale może kiedyś...


you're running after something just to kill it.

myslisz inaczej - jesteś głupi

smutny powrót. ale chyba taki humor sprawia, że chce się coś napisać.


może większość ludzi ma rację. może powinienem robić wszystko według ogólnie pojętych norm i schematów. tylko jest mały problem. nienawidzę bycia normalnym szarym człowieczkiem i to nie jest mój problem. i w porządku. mogę być głupi dla tych ludzi, którzy myślą inaczej. tylko niech szanują moje zdanie! tyle pragnę.


czasami nawet to jest za dużo.
nawet jeśli mają rację.

poniedziałek, maja 28, 2007

zaraz wracam

myśli skierowane na jedną rzecz.


mam kilka tematów, ale weny na pisanie brak jakoś.


tak więc zaraz wracam.

niedziela, maja 20, 2007

uwolnić wolność

tak czy siak, nieważne i tak ja...


już wiem. a to dlatego, że jego (czy właściwie jego) słowa znowu przemówiły do mnie. czasem się zastanawiam, czy w każdego tak celnie trafia to, co mówi gość od potrójnej, czy może ja jestem na tyle uniwersalnie zły, że wszystko można do mnie bez problemu przypasować... no dobra. tego ostatniego to i tak bym do wiadomości nie przyjął:) nie zamierzam opowiadać, o czym mówił. nie zamierzam zapraszać wszystkich na raz, choć może powinienem. ale następnym razem znów tam przyjdę. nie tylko po to, by kolejne pytania, które tkwią gdzieś wewnątrz, przestały mnie nurtować. nie mówię o jasnych i przejrzystych odpowiedziach, ale raczej o jakiejś części całej prawdy, a szczególnie tego kawałka dotyczącego bezpośrednio mnie. chcę wiedzieć więcej.


nie wiem, czy to on się ze mną bawił większą część godziny, bo jeśli tak, to brawo za pomysł!
pewna mucha nie dawała mi spokoju:) cóż za ironia... nieprawdaż?

piątek, maja 18, 2007

bułgarskie centrum

wiadomo czego:)


body type: athletic
gender: male
age: 21
height: 183 cm
weight: 76,3 kg
bmi: 22.8
bmr: 7918 kJ (1892 kcal)
impedance: 454 ohm
fat%: 7.0%
fat mass: 5.3 kg
ffm: 71 kg
tbw: 52.0 kg


czyli wyniki festiwalu nauki na rynku;)
a oprócz tego 4 godziny dobrej zabawy:D

czwartek, maja 17, 2007

swing, swing

no to z we raczej nie zagram:(


i'd give everything, but i won't give up.


i nic więcej.

niedziela, maja 13, 2007

noc - kolejna porcja dziwactw

i'm naked around you... does it show?


ostatnio dużo mi się śni. i to same "ciekawe" historie.
wczoraj. kraków, jakiś dziwny parking. samochód spada z niewielkiej skarpy, a ja w nim. w trakcie przykrótkawego lotu myślę, że to już koniec. ale od uderzenia nie ginę.. chwile jestem świadomy, chociaż niewiele widzę i nie mogę się ruszyć. nie będę podawał drastycznych opisów tego, co pamiętam. kilka sekund. budzę się.
dzisiaj. głupia choroba wymagająca operacji. dzień wcześniej lekarz ją wykluczył. mylił się.
coś jeszcze mi się śniło głupiego, ale nie pamiętam co dokładnie.


czy sny mają jakieś znaczenie? można je jakoś interpretować?

sobota, maja 12, 2007

and the sign said...

...long-haired freaky people need not apply:)


dzięki za imprezę! co prawda troszkę odważniej tańczyłem, jak was nie było, ale to dzięki wam jestem szczęśliwy:) właściwie to nie wiem dlaczego się przejmuję, a co za tym idzie - hamuję, jeśli chodzi o taniec przy was, ale spokojnie:) wszystko przyjdzie z czasem.
a czasem do niektórych spraw trzeba podejść inaczej.
nigdzie mi się nie śpieszyło... idąc wzdłuż największej europejskiej łąki umiejscowionej w centrum dużego miasta, tańczyłem i ogólnie poruszałem się w rytm najlepszych kawałków fatboy slim, po czym zboczyłem z asfaltowego szlaku i chwilę później znalazłem się na samym środku pola. stadion, który musi nam przynieść szczęście kolejnym razem, błyszczący nocna zielenią kopiec, nisko latające ptaki ledwo widoczne na tle pomarańczowych świateł latarni, odrobinę monstrualny zamek... a przede wszystkim niebo. wokół ciemne, granatowe natomiast ponad głową tak lekkie, ale spójne chmury o zabarwieniu fioletowo różowym. brak gwiazd. jednakże przyglądając się ponownie zauważyłem ich kilka tworzących układ... ale to było najmniej ważne w obecności coraz ciemniejszego nieba nadchodzącego wraz z coraz zimniejszym wiatrem od strony kopca. szczęśliwie natrafiłem na udeptaną, twardą ścieżkę, której postanowiłem się trzymać za wszelką cenę. nagle ciarki przeszyły moje ciało. koleś śpiący na trawie w tej ciemności... niby nic strasznego, ale w momencie, gdy widzi się go będąc dopiero pięćdziesiąt centymetrów od niego, serce mimowolnie zaczyna pikać odrobinę szybciej. patrząc za siebie kojarzyły mi się gwiezdne wojny, a dokładniej wizualizacja podążania ciemnej strony mocy za dobrym:) charakterem. coraz głębsza ciemność sklepienia. pięć minut. dom. uprzedzając pytania... jestem trzeźwy:)


pocałunek jest jednym z bardziej znaczących... czuje się więcej niż można przypuszczać.
push the tempo na koniec:)

piątek, maja 11, 2007

marsz

a jakże miało mnie tam nie być?


było po prosu świetnie:) już się nie mogę doczekać następnego razu! a dlaczego? między innymi z powodu pewnej grupki przemiłych, aczkolwiek szczypiących, osóbek:)


pozdrowienia dla dziewczyn z awf'u :D

let's get it started:)

trudno mi wymyślić coś konstruktywnego


s
twierdzam, iż w stanie wskazującym (ale podkreślam - lekko wskazującym!) da się w sapera wygrać na expercie. nie, żeby mi się to udało, ale wierzę głęboko, że się da. tylko kliknięcia czasami nie trafiają w odpowiednie miejsca, a szczęście jest częściej po stronie min:)


pozdrowienia dla zająca. mam nadzieję, że w tej chwili nie zamarza. serio. ale nie powinien. w końcu śpi w kuchni.

sobota, maja 05, 2007

cd

kolejny prawdziwy:


"serce ludzkie bywa czasem tak zgłodniałe, że rzuca się nawet na kamienie, nie czując ich martwoty i chłodu."

feliks chwalibóg


.

piątek, maja 04, 2007

miej serce i patrzaj w serce...

...


"serce dopiero wtedy zaczyna żyć, gdy cierpi. szczęście przemienia je w kamień, bogactwo czyni je nieczułym"

oscar wilde


coś w tym jest, ale niech każdy sam pomyśli co.
czasami chciałbym nie mieć serca w takiej postaci, jak mam.

open mind for a different view

ale nastrój to mam dzisiaj fatalny.


nie mogę przestać myśleć o jednej sprawie. niby nic nowego, ale patrząc tak, jak patrzeć nie chciałem...
nie ma sensu pisać.
ciocia powiedziała coś w rodzaju: "...będziesz miał źle [w życiu], bo masz dobre serce...".


może to nie serce dobre, a naiwność wielka?

wtorek, maja 01, 2007

z całego serca

i szczerze.


osobie, która znaczyła dla mnie więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek. osobie, która zrobiła dla mnie więcej niż mogłaby podejrzewać. jedna z moich ostatnich notek została napisana we wściekłości, co mnie bynajmniej nie usprawiedliwia, ale jeszcze pogarsza opinię o mnie. notka ta świadczy źle tylko o mnie. przemyślałem sytuację. moja reakcja była niesłuszna. po prostu oczekiwałem czegoś, czego oczekiwać nie miałem prawa. mój błąd. z mojej strony, mogę powiedzieć, że to się więcej nie powtórzy... to znaczy... nie chcę, by się powtórzyło. wspaniałej osobie... nie chcę przesadzić z przymiotnikami, a poza tym nie jestem w stanie teraz słowami oddać natury tego, co w mojej głowie się wije. jeśli mogę o coś prosić... nie... nie "odwalaj się". jeśli nie mogę - zrozumiem. czasu nie cofnę. gdybym mógł, zrobiłbym to bez wahania. jest jedno słowo, które - wiedząc jak trudno przechodzi przez gardło - może przekonać, że naprawdę żałuję. osobę, która znaczyła dla mnie więcej niż ktokolwiek kiedykolwiej. osobę, która zrobiła dla mnie więcej niż mogłaby podejrzewać. niebiańską istotę...


przepraszam...

poniedziałek, kwietnia 30, 2007

małe zmiany

to są przemyślane słowa.


oczy jednak nie muszą być niebieskie. serio mówię.
czyli zostały dwie z trzech powierzchownych cech:)


...co nie znaczy, że nagle stałem się mniej wymagający:D

piątek, kwietnia 27, 2007

żyjemy dalej.

no i się toczy. bo w sumie musi.


dzisiaj żadnych przemyśleń nie miałem. saper mnie wciąga:)
zmęczony myśleniem...


...zaczynam dłuuugi weekend:D

sth more

i tak to na nikogo nie wpłynie.


tak. jestem maksymalnie smutny, mam niewyobrażalnego doła, jest mi cholernie przykro.


poprawiłem ci humor, czy mam wymieniać dalej?

po wszystkim?

...


nie wiem co się dzieje wokół mnie. cały czas myślę o jednym. i smutek dochodzi zewsząd.
niektórych rzeczy w życiu nie pojmę chyba. zbyt głupi i zamknięty na to jestem. takie istnienie nie jest dla mnie...


idę nadać sens mojemu życiu. dobranoc...

czwartek, kwietnia 26, 2007

zobaczymy.

powoli cichnę.


prześpię się.


m
oże będzie lepiej.

każda gwiazdka to sylaba

a sylaby dobierajcie według uznania.


** się!! co z tego, że się doprawiłem i znowu jestem przeziębiony!?! co z tego, że modliłem się, by jakiś *** mnie zaatakował.. i to tylko z **** ciekawości, czy byś się jakkolwiek przejęła, gdyby mi się coś stało. i co, **, z tego, że dziewięćdziesięciu dziewięciu procent **** myśli nie pamiętam!?! bo nie sposób zmieścić w głowie tego wszystkiego, co mi się przez 45 minut **** marszu nasunęło. przez całą drogę się mnie bałaś? i jak ty chciałaś być moją przyjaciółką? dziwisz się, że kogoś innego zdecydowanie bardziej cenię? zastanów się nad tym. nie było przyjemnością doprowadzenie cię pod blok. wolałbym spać półtorej godziny dłużej. ale wiem co by się ze mną stało, gdyby tobie się coś stało. i tylko ta *** wiedza sprawiła, że musiałaś znosić moje towarzystwo. pytałaś co masz zrobić. **** się ode mnie. jeśli kiedykolwiek chciałbym iść z tobą gdzieś, to mi przypomnij, że nie chcę. a po co przed kolegami mówiłaś, że ci obiecałem coś, gdy tego nie robiłem? by udowodnić swoją wyższość? że masz nade mną kontrolę? jest tylko jeden powód, dla którego chciałbym wyjechać na dobre i o wszystkich i o wszystkim zapomnieć. pomśl jaki. powiedz mi!! czego ty ode mnie chcesz?!? czego ty ode mnie oczekujesz?!? albo lepiej nie..


nic już nie mów.

wtorek, kwietnia 24, 2007

Bagatelle in A minor

krótko.


gdy idziesz, jest mi smutno. za każdym razem.
targają mną mieszane uczucia.


koniec.

"Krzyk" Muncha

przyznaję, że czasami trudno komentować moje notki:)


"[...]
- ni shi nühaizi - powiedział david. wytarł usta papierową serwetką, wstał z krzesła i ruszył w jej stronę.
- a cóż to znaczy, mój tajemniczy mężu i kochanku numer osiemdziesiąt siedem?
- bogini-suka. a w wolnym przekładzie, że jesteś małą, ale niezupełnie małą, dziewczynką i że trzy razy na pięć mogę postawić na swoim, szczególnie w łóżku, gdzie są ciekawsze rzeczy do robienia niż spuszczenie ci porządnego lania.
- i to wszystko zaledwie w trzech wyrazach?
- my nie marnujemy słów, my malujemy obrazy...
[...]"

robert ludlum
"the bourne supremacy"


malujemy obrazy... i właśnie to mi się podoba.

niedziela, kwietnia 22, 2007

something diabolical

czy zawsze sie tak musi kończyć?


czy to nie jest tak, że jednej osobie więcej powiesz, a innej mniej?
czy to nie jest tak, że jedną osobę bardziej lubisz, a inna mniej?
czy to nie jest tak, że z jedną osobą masz większy kontakt, a z inna mniejszy?


i jak tu nie mówić o hierarchii? może i płynna, zmienna, w której różnice są czasami niewielkie, ale jest to pewnego rodzaju hierarchia.
ktoś zaprzeczy?

zabawa:)

co by tu napisać... miesięczny mi się kończy.


no fajnie było i tyle:)
na początku kilka toastów z drużyną.. między innymi piotrowskie "mu-cha! mu-cha!", co bardzo miłym akcentem było:) a potem...
nie byłem bardzo nietrzeźwy.. lekko tak tylko trochę. wszystko kojarzyłem i zero zaburzeń. pani mi jedna powiedziała, że fajnie tańczę. podejrzewam ją o nutkę ironii, ale to tylko podejrzenia.
dziękuję agnieszce, że była i dla niej cmok! no i bułce też dziękuję:)
peppies'y i cola też się przydały, ale bez agi i bułki to by nie było to samo.


fajnie się bawiłem i to się liczy. do następnego!!

piątek, kwietnia 20, 2007

chwilowa niedyspozycja

za dużo spraw na głowie.


smutno mi. nie mam ochoty tłumaczyć, wymieniać... wszystko sie na siebie nakłada. jestem wykończony. zmęczony życiem.


muszę spróbować czegoś nowego.

czwartek, kwietnia 19, 2007

znać

jak znam życie, niektórzy wezmą to bardzo do siebie, podczas gdy te słowa mi się najnormalniej w świecie spodobały na swój sposób.


"człowiek nie jest taki, jak ostatnia rozmowa z nim, ale taki, jaki był przez cały związek."


są to słowa, może nie przetłumaczone idealnie, pewnego niemieckiego poety... z tego, co zapamiętałem.
a sam bym je nieco zmodyfikował.

niedziela, kwietnia 15, 2007

coraz mocniej

...


nie rób tego sobie.


proszę...

sobota, kwietnia 14, 2007

auuu

nie wiem czy zagram za tydzień...


odkrywam na nowo smak wody z miodem i herbatki z miodem i cytryną.


serio nie wiem czy będę w stanie pozwalającym, na grę.

środa, kwietnia 11, 2007

This bandwagon's full. Please, catch another.

znowu miałem sen. przypomniałem sobie go po kilku dobrych godzinach.


nie będę tutaj całego opowiadał... bo nie o to...
znowu śniło mi się coś, na co czekam. uczucie, którego opisać nie sposób, niesamowita więź i niepewność życia pomieszana z pewnością serca. podoba mi się to, iż śniąc można się poczuć tak niewyobrażalnie wspaniale, a potem jeszcze to wszystko pamiętać. wiem, że w momencie, gdy to coś poczuję, będę wniebowzięty i idealnie szczęśliwy. co prawda nie wyobrażam sobie, że pewność siebie z obu stron będzie tak wielka, iż będziemy zachowywali się tak, jakbyśmy się znali wieki, bo aż tak ufny nie jestem, ale żadne z nas nie będzie się w stanie oprzeć pełnemu prawdziwej miłości spojrzeniu. co więcej, między innymi tym spojrzeniem będziemy się wzajemnie karmić jak podstawowym składnikiem życia.


...i to nie wszystko :)

sobota, kwietnia 07, 2007

bez nazwisk proszę.

czas radości. alleluja.


są święta. mimo tego, że przed chwilą była u mnie rodzinka, jakoś czuję się samotny. jakoś brak mi ludzi, rozmów o wszystkim i o niczym. a tak serio najbardziej brakuje mi czegoś innego. tylko tego akurat mieć nie mogę, a jak mam to nie potrafię utrzymać. taki już jestem. jakoś nie imają się mnie rzeczy, na których zależy mi najbardziej i... już się do tego zdążyłem przyzwyczaić. ale dalej zależy. i będzie. zawsze. dzięki temu przede mną odsłaniają się inne opcje poprowadzenia życia. i coś czuję, iż wypadałoby wykorzystać te możliwości, o których zwykły obywatel może pomarzyć. nie wiem, czy za to dziękować, ale wiem, iż nie należy rozpaczać.


nie da się tęsknić za czymś, czego się nie doświadczyło. można tylko żałować, że nie miało się możliwości...
właśnie się przeraziłem, jak łatwo mogę przejść z jednego do drugiego, pozornie niezwiązanego z poprzednim, tematu i się nie zorientować, że to zrobiłem :)

piątek, kwietnia 06, 2007

c.d.

jak w temacie.


chcialbym być dorosły. prowadzic własne życie... być dorosłym...


i tyle na dzisiaj. jeszcze kiedyś się nad tym porozwodzę. teraz mam za dobry humor:)

czwartek, kwietnia 05, 2007

przyszłość

a jakże... znowu zacząłem rozmyślać.


nie chcę, by moje życie było nudne. nie chcę, by było powtarzalne. nie mówię, że każdy dzień ma się różnić od poprzedniego, ale ja potrzebuję dużej ilości adrenaliny. a w takim wypadku chyba nie jest na miejscu posiadanie rodziny... trochę to smutne, ale tylko trochę biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności mojego dotychczasowego życia. chciałbym robić coś, na co niewielu ludzi stać, jeśli chodzi o poświęcenie, heroizm, oddanie sprawie i tym podobne. póki co, muszę się uczyć. by być bliżej moim pomysłom... kto wie, może kiedyś...


więcej powiedzieć nie mogę.
tak na wszelki wypadek, gdyby się udało.

wtorek, kwietnia 03, 2007

bliżej lub dalej.

ostatnio doszedłem do wniosku, że nie tylko mężczyźni nie rozumieją kobiet. kobiety też ich nie rozumieją.


no i dobra. może i czasami chcę za dużo wiedzieć. natomiast jestem przekonany, że z taką wiedzą można lepiej dopasować potrzeby między ludźmi. a ja z każdą kobietą chcę mieć wspaniały kontakt. i znać jej potrzeby, wiedzieć jakie są oczekiwania.


tak jest łatwiej w wielu sprawach. to prawda. tylko czy to oznacza, że idę na łatwiznę?
otóż niekoniecznie.
idę spać.


edit... ktoś się dopomniał o możliwość komentowania.
voilà.
edit2... ten ktoś się chyba rozmyślił.
comments: off.

Tu Es Petrus

byłem na rynku...


koncert bardzo przyjemny. dla ucha... ale przede wszystkim dla duszy.
sprzyjał rozmyślaniom na temat życia i miłości. kilka krótkich myśli pochodzących spod pióra jp2, kilka krótkich cytatów z pisma świętego. przemówiły do mnie własne myśli pobudzone tym wszystkim. warto było.


...a potem czuwanie... słowa karola wojtyły z różnych okresów jego "panowania". bo tak! on zapanował nad naszymi sercami! dalej panuje. i dzięki bogu za to...

niedziela, kwietnia 01, 2007

karlik:)

tigersi się bawili:D


poznałem bardzo fajną dziewczynę:)
ania.
właśnie taka normalna była. naturalna. ludzka. i to chyba najbardziej cenię. i jeszcze była miła wrażliwa i delikatna:)


piąty rok...

piątek, marca 30, 2007

*

honey why you're calling me so late?


c
hwilę nie pisałem. nie wiedziałem, co napisać na pewien temat, którego przemilczeć nie umiem.
kochana bunia umarła.
dalej nie wiem, co napisać, a powodem jest natłok myśli, których nie sposób ogarnąć. jeśli ktoś poznał bunię, to domyśla się, o co chodzi. dla mnie przez trzy lata była najsłodszym pieskiem, jakiego kiedykolwiek znałem. pełna energii, a jednocześnie... taka trochę niezdarna. ale słodko i pozytywnie niezdarna...


mam nadzieję, że pustka po niej szybko się wypełni... mimo wszystko.

niedziela, marca 25, 2007

:(

przegraliśmy.


.


.

czwartek, marca 22, 2007

wiem, że masz duszę

raison d'être.


no tak. do mojej świadomości dotarło wiele ciekawych rzeczy. muszę się za siebie zabrać. zacząć na poważnie podążać w kierunku pracy związanej z marzeniami. robić coś ( i tutaj chciałbym szczerze nadmienić, iż jeszcze nie wiem co), by moja własna wizja przyszłego życia zaczęła się spełniać. powoli. troszeczkę. bo właśnie to przyszłe życie czeka na mnie, a wbrew pozorom nie jest tak daleko, jakby się mogło zdawać.



...jednym z wielu powodów rozpoczęcia takich myśli jest wpływ najwspanialszej książki, jaką tylko mogłem dostać na urodziny. thx xD

no i co?

yo sé que no he sido un santo:)


no i co z tego, że myśląc, iż na nogach mam nieprzemakalne buty, wszedłem w kałużę?
no i co z tego, że rozmyślając czy bym dogonił busa, gdyby nagle wyjechał zza a-0, on właśnie to zrobił?


zwykłe buty nie przemokły, a busa dogoniłem :D
jak niewiele do szczęścia mi potrzeba :D
co ciekawego mi jeszcze przyniesie ta noc...

poniedziałek, marca 19, 2007

humor

przynajmniej na additional practice było fajnie. mimo deszczu i wszędobylskiego błota.


może i mam swoje humory. tylko każdy mały humorek ma swój powód, a te się zawsze znajdą. wielkość reakcji jest jest ściśle związana z kiedyś wspomnianą hierarchią.


tyle.

zbyt, za bardzo.

"znam twój styl", powiedziała.


zbyt wrażliwy, za bardzo biorę do siebie czyjeś zdanie na mój temat. nie chodzi mi tutaj o jakiegoś kolegę, chociaż to też potrafi uderzyć. chodzi mi o ludzi, którzy mnie znają najbardziej. wtedy to boli. choćbym nie wiem jak bardzo się starał, jak bardzo próbował przekazać to, iż wszystko, co tym najbliższym próbuję powiedzieć, ma najcieplejszy ton, o jakim każdy z nich mógłby sobie zamarzyć, to niektórzy i tak mają swoje wyrobione zdanie. i tak nie go nie zmienią.


małe sprostowanie... powyższe zdania powinny być napisane w liczbie pojedynczej, a słowo "najbliższy" nie pasuje. i to nie mój wybór.
a mimo wszystko dalej mi smutno, że tak o mnie myśli. że mnie zna. że może mieć rację.

niedziela, marca 18, 2007

cb

wreszcie znów mogę pisać:)


u
śmiechnięta twarz i machająca dłoń:)


a
tak ogólnie to psychika mi padła dzisiaj.

czwartek, marca 15, 2007

są rzeczy... :D

są rzeczy, o których piszę z uśmiechem na ustach i (prawie) łzami w oczach. jednocześnie.


są rzeczy, o których nie należy mówić właśnie tym najbliższym. tylko po to, by nie psuć im życia, nie ingerować? nie mówić własnego zdania na temat rzeczy, na których im zależy, albo przynajmniej powinno, bo mogą nas uznać za wrogów?
marzenia. raz niszcząc, mogą nie wrócić. nie niszczyć marzeń. czasami to boli. a niech mnie boli! byle bym nie ranił przyjaciół...


chyba jestem zbyt zatwardziałym marzycielem, by rezygnować z tych, pierwszorzędnych dla mnie, celów życiowych. nieważne jak często i jak bardzo mi je ktoś wybija z głowy. albo po prostu...
są rzeczy, które do mnie nie docierają. bo nie chcę.

środa, marca 14, 2007

absencja

dawno mnie tu nie było, a to z powodu tego głupiego neta w krk.


a teraz to jest za wcześnie, bym miał jakieś mniej spójne myśli o wszystkim, czyli bym mógł napisać notkę taką, jak zawsze.


a już niedługo mój pierwszy meczyk:D

wtorek, lutego 27, 2007

poem2

w nocy powstało 2/3, a końcówka za dnia:)


blask niczym nieskrępowany bije
od wiosennego oblicza twego,
jest przyjemnie, aż ciało się wije,
nie ma w tym nuty uczynku złego.
gdy połączyć dwie takie natury,
powstanie coś, co bariery złamie,
cegła po cegle rozbierze mury,
rozpęta uczuć bez końca zamieć.
jedynie śmierć dwa byty rozłączy
lecz jest to obraz tak ziemsko złudny.
druga może cierpienia zakończyć.
czekać czy działać? wybór jest trudny...


:)

poniedziałek, lutego 26, 2007

wyliczanka

pamiętacie radiową reklamę koncernu coca-cola sprzed lat dobrych kilku?


ene due rike fake... o przepraszam...
sprajta fantę pić ze smakiem
etykieta ciąć kupony
słać pod adres wyznaczony
spoko loko anti kanty
imprezowa szklanka fanty
sprajta szklana spoko szklanka
bez żadnego losowanka
eus deus riku tiku
szklanych szklanek jest bez liku
każdy szklankę wygrać musi
jeśli tylko się pokusi
kupon szklankę zmień na szklanki
i to koniec wyliczanki


to już pamiętacie :)
znaków przestankowych toto nie ma, bo nie wiem gdzie się je kładzie w takiej formie literackiej:)

niedziela, lutego 25, 2007

poem

kilka nocy wcześniej coś mnie naszło...


słońcem mym jesteś niesamowitym
gdy pieszczę twe ciało o zmroku
moje serce jest ognia spowitym
kłębkiem dzień w dzień każdego roku


:)

tytuły notek lepiej brzmią po angielsku

kumbaya...


chcę powrotu tego snu dzisiaj!! ja tego żądam od siebie!!


tylko już w bardziej realistycznym otoczeniu:)

sobota, lutego 24, 2007

piękny sen

ucieczka - jak w prison break'u, ilość krwi - jak w dexter'ze.


była piękna. co prawda nie pamiętam dokładnie jej wyglądu ani imienia. około 160 cm wzrostu, nie blondynka. idealna. przede wszystkim to uczucie... było niesamowite. pełne. bezgraniczne. połączone z pożądaniem. emanujące erotyką spojrzenia. była bajeczna. była piękna.


czekam, aż ktoś mnie tak uwiedzie. nie mniej.

wspomnienie

nie miałem jeszcze czternastu lat. luty 2000.


ok. żałuję kilku czynów. żałuję, że nie przyznałem się od razu do zepsucia statywu. to było okrutne. nie byłem na tyle dobrym kłamcą, by rodzice nie domyślili się, że to ja. nie byłem na tyle dobrym magikiem, by odpowiednio ukryć zepsuty statyw. dobrze, że go nie wyrzuciłem do kosza, bo to by było bardzo niewłaściwe i rozpętałoby się piekło. ale byłem wystarczająco naiwnym chłopcem, by wierzyć, że rodzice się nie przebiją przez leżącą w czerwonym tornisrze, dziecięciocemtymetrową (!) warstwę zapleśniałych kanapek, którą to zbierałem od jakiegoś miesiąca. przysięgałem, że to nie ja. przysięgałem, że nie wiem gdzie jest ten pieprzony statyw. źle zrobiłem. pozbyłem się wtedy honoru. byłem naiwny we wszystkim co robiłem. czy można to nazwać optymizmem? kwestia sporna. chciałem wierzyć, iż uratuję swój się przed anihilacją. reakcja kochających rodziców była odpowiednia. zakończyli to bardzo cicho. zawiedli się na mnie, a ja to czułem. gniew nie był tak wielki, jak to uczucie niepewności. na pewno każde z nich powtarzało sobie "przecież nie tak go wychowywaliśmy, co poszło źle?". ja wam powiem co poszło źle. nic. wtedy nie rozumiałem dlaczego nie poniosłem takiej kary, jaką sobie rysowałem oczami wyobraźni w opcji "przyznaj się od razu". nie miałem na co przelać swoich emocji. nie miałem na kogo zrzucić winy. i dzięki temu pamiętam to uczucie doskonale. najlepsza nauczka, jaka mogła mi się przytrafić. z moralnego punktu widzenia. jeszcze jedna rzecz, która mnie zbiła z tropu w tamtych chwilach. to, że bawili się w "good cop, bad cop" (a raczej "very bad cop and the worst cop you can imagine"), to było zrozumiałe.. tylko w pewnym momencie się zamienili rolami. i tata się zrobił miły. ale mamy przy tym nie było. kiedyś się dowiem, czy to było zamierzone, czy nie. i czy mama o tym wiedziała.


takie wydarzenia kształtują człowieka. reakcja rodziców jest najważniejsza. moich była najbardziej odpowiednia. i to im dziękuję. rodzicom.

piątek, lutego 23, 2007

the one

jak ktoś nie oglądał matrix'a to polecam :)


czy istnieje ktoś taki, jak "ta jedyna"?
czy jest więcej niż jedna "ta jedyna"?
co się dzieje, jeśli ktoś jest w związku z "tą jedyną" i nagle pojawi się inna "ta jedyna"?
co się dzieje, jeśli ktoś jest w związku z "tą jedyną" i nagle poczuje, że to nie "ta jedyna"?
dobra.. z tym ostatnim to przesadziłem, bo odpowiedź jest prosta, ale w takim razie jest następne.
jak rozpoznać, czy to jest "ta jedyna" i czy zawsze już nią będzie?


otóż odpowiedzi nie znam.

cut, song for no one

dwa utwory w główce :)


...i do not want to be afraid...
...and tomorrow brings the sun...


i znów dzięki ecs uśmiech na twarzy:) tzn. był wcześniej, ale teraz jest szerszy :D

czwartek, lutego 22, 2007

sting?

sting? heaven forbid!


czy Bóg ma co do mnie jakiekolwiek plany? bo w sumie nie wiem czy powinien mieć. ale ja mam wielkie. i fajnie by było, jakby mi pomógł je zrealizować. czy to zrobi, czy nie, i tak będę wdzięczny. trochę to głupie, ale tak jest.


kilku rzeczy w życiu jestem pewien. kiedyś zapodam więcej...