wtorek, lutego 27, 2007

poem2

w nocy powstało 2/3, a końcówka za dnia:)


blask niczym nieskrępowany bije
od wiosennego oblicza twego,
jest przyjemnie, aż ciało się wije,
nie ma w tym nuty uczynku złego.
gdy połączyć dwie takie natury,
powstanie coś, co bariery złamie,
cegła po cegle rozbierze mury,
rozpęta uczuć bez końca zamieć.
jedynie śmierć dwa byty rozłączy
lecz jest to obraz tak ziemsko złudny.
druga może cierpienia zakończyć.
czekać czy działać? wybór jest trudny...


:)

poniedziałek, lutego 26, 2007

wyliczanka

pamiętacie radiową reklamę koncernu coca-cola sprzed lat dobrych kilku?


ene due rike fake... o przepraszam...
sprajta fantę pić ze smakiem
etykieta ciąć kupony
słać pod adres wyznaczony
spoko loko anti kanty
imprezowa szklanka fanty
sprajta szklana spoko szklanka
bez żadnego losowanka
eus deus riku tiku
szklanych szklanek jest bez liku
każdy szklankę wygrać musi
jeśli tylko się pokusi
kupon szklankę zmień na szklanki
i to koniec wyliczanki


to już pamiętacie :)
znaków przestankowych toto nie ma, bo nie wiem gdzie się je kładzie w takiej formie literackiej:)

niedziela, lutego 25, 2007

poem

kilka nocy wcześniej coś mnie naszło...


słońcem mym jesteś niesamowitym
gdy pieszczę twe ciało o zmroku
moje serce jest ognia spowitym
kłębkiem dzień w dzień każdego roku


:)

tytuły notek lepiej brzmią po angielsku

kumbaya...


chcę powrotu tego snu dzisiaj!! ja tego żądam od siebie!!


tylko już w bardziej realistycznym otoczeniu:)

sobota, lutego 24, 2007

piękny sen

ucieczka - jak w prison break'u, ilość krwi - jak w dexter'ze.


była piękna. co prawda nie pamiętam dokładnie jej wyglądu ani imienia. około 160 cm wzrostu, nie blondynka. idealna. przede wszystkim to uczucie... było niesamowite. pełne. bezgraniczne. połączone z pożądaniem. emanujące erotyką spojrzenia. była bajeczna. była piękna.


czekam, aż ktoś mnie tak uwiedzie. nie mniej.

wspomnienie

nie miałem jeszcze czternastu lat. luty 2000.


ok. żałuję kilku czynów. żałuję, że nie przyznałem się od razu do zepsucia statywu. to było okrutne. nie byłem na tyle dobrym kłamcą, by rodzice nie domyślili się, że to ja. nie byłem na tyle dobrym magikiem, by odpowiednio ukryć zepsuty statyw. dobrze, że go nie wyrzuciłem do kosza, bo to by było bardzo niewłaściwe i rozpętałoby się piekło. ale byłem wystarczająco naiwnym chłopcem, by wierzyć, że rodzice się nie przebiją przez leżącą w czerwonym tornisrze, dziecięciocemtymetrową (!) warstwę zapleśniałych kanapek, którą to zbierałem od jakiegoś miesiąca. przysięgałem, że to nie ja. przysięgałem, że nie wiem gdzie jest ten pieprzony statyw. źle zrobiłem. pozbyłem się wtedy honoru. byłem naiwny we wszystkim co robiłem. czy można to nazwać optymizmem? kwestia sporna. chciałem wierzyć, iż uratuję swój się przed anihilacją. reakcja kochających rodziców była odpowiednia. zakończyli to bardzo cicho. zawiedli się na mnie, a ja to czułem. gniew nie był tak wielki, jak to uczucie niepewności. na pewno każde z nich powtarzało sobie "przecież nie tak go wychowywaliśmy, co poszło źle?". ja wam powiem co poszło źle. nic. wtedy nie rozumiałem dlaczego nie poniosłem takiej kary, jaką sobie rysowałem oczami wyobraźni w opcji "przyznaj się od razu". nie miałem na co przelać swoich emocji. nie miałem na kogo zrzucić winy. i dzięki temu pamiętam to uczucie doskonale. najlepsza nauczka, jaka mogła mi się przytrafić. z moralnego punktu widzenia. jeszcze jedna rzecz, która mnie zbiła z tropu w tamtych chwilach. to, że bawili się w "good cop, bad cop" (a raczej "very bad cop and the worst cop you can imagine"), to było zrozumiałe.. tylko w pewnym momencie się zamienili rolami. i tata się zrobił miły. ale mamy przy tym nie było. kiedyś się dowiem, czy to było zamierzone, czy nie. i czy mama o tym wiedziała.


takie wydarzenia kształtują człowieka. reakcja rodziców jest najważniejsza. moich była najbardziej odpowiednia. i to im dziękuję. rodzicom.

piątek, lutego 23, 2007

the one

jak ktoś nie oglądał matrix'a to polecam :)


czy istnieje ktoś taki, jak "ta jedyna"?
czy jest więcej niż jedna "ta jedyna"?
co się dzieje, jeśli ktoś jest w związku z "tą jedyną" i nagle pojawi się inna "ta jedyna"?
co się dzieje, jeśli ktoś jest w związku z "tą jedyną" i nagle poczuje, że to nie "ta jedyna"?
dobra.. z tym ostatnim to przesadziłem, bo odpowiedź jest prosta, ale w takim razie jest następne.
jak rozpoznać, czy to jest "ta jedyna" i czy zawsze już nią będzie?


otóż odpowiedzi nie znam.

cut, song for no one

dwa utwory w główce :)


...i do not want to be afraid...
...and tomorrow brings the sun...


i znów dzięki ecs uśmiech na twarzy:) tzn. był wcześniej, ale teraz jest szerszy :D

czwartek, lutego 22, 2007

sting?

sting? heaven forbid!


czy Bóg ma co do mnie jakiekolwiek plany? bo w sumie nie wiem czy powinien mieć. ale ja mam wielkie. i fajnie by było, jakby mi pomógł je zrealizować. czy to zrobi, czy nie, i tak będę wdzięczny. trochę to głupie, ale tak jest.


kilku rzeczy w życiu jestem pewien. kiedyś zapodam więcej...

uśmiech

tym razem nie mój :)


czasami chciałbym wiele rzeczy. posiadać, widzieć, mieć, dostrzegać, czuć.
czasami jeden uśmiech nie daje mi spokoju.
czasami ten jeden uśmiech wystarcza mi za wszystko. nic więcej nie potrzebuję. zasypiam otoczony mięciutkimi marzeniami. tak przyjemnie...


byście taką szczerą radość podążającą w waszym kierunku zawsze dostrzegali. i przyjmowali ją z uśmiechem ;)

wtorek, lutego 20, 2007

widzieć wszystko

idąc ulicą obserwuję. przyglądam się przypadkowym i losowym sytuacjom. wnikliwie i dokładnie.


to moje życie jest dziwne.
bo to, co się dzieje wszędzie obok, jakoś mnie nie dotyczy. przemija gdzieś poza zasięgiem. to jest naturalne, tylko... czasami czuję, że niektórymi sprawami powinienem się zająć. a one sobie tętnią własnym życiem i mam wrażenie, że co bym nie robił, nie mam na nie wpływu. albo mi się nie chce nic z tym robić.
tak jakbym żył w jakiejś kapsule.
a może to jest na odwrót? że to całe moje otoczenie nie przejmuje się mną, a ja bym chciał być w centrum uwagi? może chciałbym, żeby niektóre osoby zwracały na mnie większą uwagę? może chciałbym, by samo życie upominało się o mnie? może czuję się niepotrzebny, pomijany?
jestem taki samotny wewnątrz :D
jest słowo całkiem nieźle określające mój stan. nie dokładnie, bo przecież cieszę się życiem i korzystam z niego, a jednak w głębi duszy coś w kółko powtarza to słowo. agonia.


chyba znowu mi odbija. późno się tak jakoś zrobiło...

romantyzm

kiss the world with fingers crossed,
i've been praised, i've been cursed,
i've been blaimed, and i've won and i've lost.



c
zy bycie romantykiem polega na pogoni za marzeniami? za miłością?
otóż nie. bycie romantykiem polega na pogoni za marzeniem miłości, która jest niedostępna.
to jest niczym mgła. widzisz ją, ale jak chcesz podejść do niej bliżej, to ona się odsuwa.
a jak się nie odsunie i będziesz w stanie jej dotknąć, to się okaże, że jest to tylko para wodna uchodząca z czajnika. oparzysz się. następnym razem sprawę przemyślisz kilka razy, już wiedząc, jak bardzo może boleć dotyk mary mgły.
swoją drogą.. trzeba mieć niezłe klapki na oczach, by myśleć, że wrząca para to mgła. albo trzeba się naćpać.
tak robili hipisi, po czym free love było. coś w tym jest.
ale wiecie na czym jeszcze polega bycie romantykiem? to jest zabawa w "kto dłużej bedzie myślał, że...". nieważne.
bez sensu to wszystko jest.


run away before you drawn.
fallen leaves.


notka została napisana
10.02.2007 r. o godzinie 01:54,
także już nie pamiętam, co miałem na myśli.
;D

pierwsze mojito

" :) mojito ...i nie tylko ..thx;) "


chcę do jednego miejsca na ziemi...


trzy kropeczki

poniedziałek, lutego 19, 2007

real. un?

mam swoją pasję, która pozwala mi na świat patrzeć jaśniej...


"ważne jest, co czujesz
[...]
uczucia generują rzeczywistość"


by czerwony beret :)

czwartek, lutego 15, 2007

dodatek

tak mi się jeszcze przypomniało...


to, co piszę, jest smutne i dołujące. tak wygląda. a czy ja jestem smutnym i dołującym mężczyzną? [hehe.. spodobało mi się to określenie:) -przyp.red.]. z tego, co pamiętam, zazwyczaj gdy jestem wśród ludzi, to szczery uśmiech nie schodzi mi z twarzy. przecież ja całe życie się śmiałem, a większość moich przemyśleń wygląda, jakby było zatrważająco przygnęniająca. one są po prostu czyste i pozbawione emocji. w każdym razie tak to sobie tłumaczę.


cholera... jak to wszystko czytam, to mordeczka mi się śmieje :)

romantyzm

kiedyś już wspominałem o tym, a ten nie będzie ostatnim razem.


bycie romantykiem nie jest takie proste. nie chcę, by to brzmiało jak jakieś rzępolenie starej płyty, gorzkie narzekanie i tym podobne, natomiast mogę się nie ustrzec przed takim efektem.
tak więc... bycie romantykiem... o ile łatwiej by było nie kochać, być jakimś normalniym facetem, którym od zarania ludzkości kierują wciąż te same instynkty. nie mówię, że nie jestem facetem:). co więcej, mogę powiedzieć, że jestem mężczyzną [jak to fajnie brzmi:) -przyp.red.], tylko mam głupie zasady. myślałem, że to mój mózg je sobie ustalił, ale dochodzę do wniosku, że to, co mnie hamuje w wielu sprawach, to jest serce. głupie i naiwne. romantyczne. i za to go nie lubię, ale jednocześnie godzę się z tym, że go nie zmienię. może to i nielogicze, lecz nie chcę go zmieniać. tak... to jest nielogiczne. ale serce logicznie nie myśli.
poza tym kolejna sprawa. znacie jakiegoś żyjącego lub martwego romantyka, który jest szczęśliwy tudzież był szczęśliwy pod koniec życia? bo, jeśli chodzi o mnie, to żaden nie przypełza na myśl. ale ja mało oczytany jestem.


do tematu jeszcze kiedyś powrócę.

środa, lutego 14, 2007

14.02.

pisałem tego posta... po czym wcisnąłem ctrl+A, a następnie del. oto nowa, lepsza wersja.


myślałem, że będę jakiś przybity dzisiaj. ale nie jestem. a to jest chyba niezłym sygnałem, biorąc pod uwagę, iż w mojej głowie siedzi cała masa niesamowicie bajecznych wspomnień związanych z prawdziwą miłością, która się przeterminowała już dawno temu. ale nie o tym... tylko w sumie o czym mam pisać? o niczym. w końcu to walentynki.


miłości wam życzę. prawdziwej.
i uśmiechu ;)

poniedziałek, lutego 12, 2007

towarzysze życia

przewijają się przez życie ludzkie, a to co boli, to nie tylko śmierć. to też wspomnienia.


bunia. chciałbym ją zobaczyć... w sumie mógłbym do niej pojechać, ale jakoś by mi tak troszkę głupio było.
zuzia... pamiętam, jak zasypiała i budziła sie ze mną... była taka kochana... tęsknię za nią niesamowicie. brakuje mi jej. tylko do niej nie mogę pojechać.


czego jestem pewien, to fakt, iż będzie kiedyś druga zuzia. równie kochana. tylko grzeczniejsza :D


info dla niewiedzących:
bunia: kochana psinka.
zuzia: kochany króliczek.

wspomnienia

coś z ostatnich wakacji.


...i tak, stojac po łydki w wodzie, starałem się zapamiętać ten widok nie zważając na moknące dzinsy... czerwone słońce łagodnie wynurzało się spod cieniutkiej warstwy granatowych obłoków rozpostartych nad spokojnym tego poranka morzem... kiedyś będę stał tu z kimś... wyjatkowym - pomyślałem - nie sam.

...a rosa zniewoliła wszystkie działkowe rośliny, czyniąc ich zielony kolor jeszcze bardziej soczystym. dwa wyśmienicie kremowe motyle tworzyły artystyczne linie w powietrzu przesiąkniętym wilgotnym zapachem leśnych sosen, a trzeci kontrastował z głęboko niebieską grządką delikatnych kwiatków. błogo...


:D tak mi się przypomniało, jakie myśli zapukały do mojego umysłu w odstepie kilku wakacyjnych dni. a wszystko, czego trzeba było, to chory romantyzm poszczuty kilkoma impulsami:)

poniedziałek, lutego 05, 2007

reamon

napisałbym coś więcej, ale mózgoczaszka mnie boli.


you're my josephine... not exact but kind of...


supergirl.

piątek, lutego 02, 2007

nocne...

marzenia...


obudzić się w nocy i patrzeć w jej przepiękne oczy promieniujące radością i szczęściem...
absorbować jej bezkresne uczucie i czuć się silniejszym, pełniejszym...
zauważyć, że serce niewymuszenie z każdą sekundą bije coraz mocniej i szybciej...
dawać jej od siebie więcej, niż może przyjąć i wiedzieć, że dzięki temu jest tak niesamowicie rozpromieniona...
to wszystko w momencie jednym i każdym kolejnym...


przytulić mocno i usnąć w gorących objęciach jej miłośći...

niemoc

niektóre rzeczy nie dają mi spokoju.


czuję się tak niesamowicie bezradny.
żałuję, że mnie tam nie było. że nie mogłem go złapać. że nie mogłem zareagować. jakkolwiek. że nie mogę pomóc, a każdy mój pomysł jest już na wstępie beznadziejny i nic nie da.
gdybym tam był... czy by to coś zmieniło? tylko nie pisz, że nie...


...ale mnie nie było. przepraszam.