poniedziałek, grudnia 08, 2008

jestem kłamstwem

smutek i bezradność.


m
am opory, żeby ledwo-pół-publicznie pisać przekleństwa. zdupiłem na maxa. dlaczego, jak mi na kimś zależy ponadprzeciętnie, to muszę zrobić jedną rzecz... przecież nie słowem, a czynem... a do tego jest sposób naprawy, który działał. tylko potem sprawiał zerwanie kontaktu. nie.


nie mogę. zasady? muszę się wyalienować rzeczywiście.

piątek, grudnia 05, 2008

wróźki czy chochliki

rejestracja zawsze ta sama.


deszcz pada. przypomniał mi o czymś, mimo tego, że to nie ten pokój, a nawet nie ta strona okna. dwie minuty i inna chwila z przeszłości. dlaczego tak dobrze pamiętam? zaczęło się od zapałki w dzieciństwie upuszczonej. przed wielkanocą. ten kawałek drewna w tego typu skojarzeniach trwa do dziś. wraz z siarką. dobrze, że pozytywne wizualizacje mają tak nieporównywalnie niesamowite oddziaływanie. a gdy są rzeczywistością... ja je widzę jako takie.


undercover.

wtorek, grudnia 02, 2008

deus ex machina

"who here married their wife because she was easier to wipe down?"


trzy godziny. nawet nie wiem kiedy minęły. tzn. wiem, ale tak się mówi. a i jest coś takiego jak wena. powinna być. pojawi się może jutro. jeszcze chęć by się przydała do jej przelania. bo można wystartować do wyścigu. kto pierwszy, ten lepszy. są takie przypadki, w których okazuje się, że pierwszorzędny cel wygranej jest tylko niezapisanym kawałkiem wyrazu, odbijającego się echem gdzieś przed nami, wrzeszczącego o przyspieszenie i tak niewolnego momentu życia. po drodze można nie dostrzec radości życia i tego konkretnego uśmiechu pełnego zadowolenia, zmieniającego cały pogląd na dotychczasowe punkty kontrolne, a być może nawet miejsce, orientację i kształt linii finiszu. istnieją takie przypadki. ile ich jest w stosunku do całości? w stosunku to nie wiem. trzeba je wychwycić.


a z czego jak nie z powietrza?

piątek, listopada 28, 2008

1:21, kraków i ona

mgła, a marzenia się spełniają.


temat i tyle. bo opinia nt. piwnicy już znana.


koniec mękolenia. w jednym temacie.

środa, listopada 26, 2008

jaśmin

idę się zamknąć. ale nie będę sam. przynajmniej jednostronnie.


jak to będzie? kto odróżni moją powłokę prześmiewczą od rzeczywistości? czym jest rzeczywistość? tym, co myślą wszyscy inni? przecież niewiele osób mnie zna. i dobrze. ważnych jest niewielu.


introwertyczno-ekstrawertyczne eskapady.

wtorek, listopada 25, 2008

gymkhana

a mogłem poprosić o wszystko.


jakbyś miała jedno życzenie. taka zubożona wersja beta złotej rybki. materialne lub nie. wszystko jedno. czego byś sobie zapragnęła?


zadam ci to pytanie kiedyś. nie odpowiadaj pochopnie.

hi-priced hyper porn

...i to jej "budzę się".


chciałbym zobaczyć jej wzrok. zmysły na mnie działają. na mnie można działać. tylko dlaczego ciocia we śnie dokończyła "pośród kłamstw". bo działanie jest sterowaniem wyimaginowanymi wartościami? na czyjąś korzyść? mam wewnętrzne pragnienie zapewnienia komuś szczęścia. i to jest to, co chcę zobaczyć w oczach. szczęście, do którego się przyczyniam. i nie wiem, czy już o tym w ten sposób pisałem, ale mam to w głowie od lat. konkretne uczucie. wyśnione. możliwe. i chciałbym ujrzeć bezgraniczne zrozumienie, które sam oddam w dobre ręce. tylko najlepsze. czy to jest niemęskie? nie musi być. wyobraź sobie pewność. bezpieczeństwo. idealnie dopasowaną pozycję w każdym momencie. do tego tą całą otoczkę, która w powietrzu pozytywnymi emocjami się unosi. emocje, to dość słabe słowo. nie chcę nadużywać mocniejszych. i dopiero teraz dodaj ten wzrok.


dzięki za rozmowę. wreszcie. i wiem, że mękolę. jest sposób na zaprzestanie.

poniedziałek, listopada 24, 2008

na ślepo

śniło mi się. dużo tej muzyki. powiązanej. i pamiętam, że byłem dumny.


pochwalę się. potrafiłem złamać tatę. nieświadomie. dwa razy w życiu. nic innego go nie złamało aż tak. dzisiaj się dowiedziałem. raz, jak miałem operację na początku, a drugi raz ostatnio i z mojej winy. a skoro nieświadomie robię takie rzeczy...


przyda mi się ta rozmowa dzisiaj.

niedziela, listopada 23, 2008

kto ma zapałkę?

nic go to nie obchodzi. to dlaczego tak to wykrzykuje i rozpaczliwie pragnie, by wszyscy uwierzyli w jego słowa?


nic się nie liczyło. uśmiech pełny. nie podejrzewałem, że będę się tak cieszył na widok swobodnie spadających delikatności. aleje zamarzły w ciszy, a właściwie to całkowicie zniknęły. nikogo. nicość wczesnym popołudniem. i patrząc w górę, szedłem dalej marząc sobie o tym, o czym marzy mi się najlepiej. to wczoraj. a dziś? wiało i sypało. i znowu wyobraźnia zadziałała podpowiadając mi góry. te konkretne, których nie znam. na które czekam od lat. jeszcze chwilka... i złapiemy motylka.


jest coś bez czego nie pójdę spać. po prostu lepiej mi się po niej zasypia. spokojniej. z rozmarzonym uśmiechem. czekam na kolejne...

czwartek, listopada 20, 2008

czterej pancerni

09:27.8 05:54.4 07:50.0 (05:00.0) 10:41.7 06:12.7 07:46.8 (05:00.0) 09:41.2 05:53.4 08:00.0
wszystko na auto pace:) będzie z czym porównywać
.


jakby mi ktoś żebra obił. czuję się znakomicie! niechcący znalazłem kandydata na zacisze duszy. a wracając... może to się stanie standardem w planie tygodnia? zobaczymy. swoją drogą nieźle to wszystko wygląda podczas samotnego deszczu, bez niego wśród kałuż i znów wraz z nim w nieco delikatniejszej, ale zarazem o mocniejszym wyrazie, formie. ludzi brak nawet w tramwajach. i te pomarańczowe snopy przypominające pełne wdzięku fotografie cyfrowo na sepię przerobione. efekt. a ja w tym wszystkim znalazłem odmóżdżenie i orzeźwiającą koncentrację na sportowym poziomie.


put? przecież się prawie nie znamy, proszę pani:)

paralyzer

jak żarówka w ciemności. czeka na włączenie. po angielsku lepiej.


jakiego koloru oczu chciałabyś, abym był posiadaczem? w jak długich włosach lubisz zatapiać swoje palce? co sprawia, że czujesz się bezpiecznie? jaki rodzaj adrenaliny preferujesz? wszystko jest ważne. nie dla samego spełnienia, choć częściowo - na pewno. wiedza jest bezcenna. jeśli umie się nią odpowiednio posługiwać. szczerze i w dobrej wierze. tylko, cholera, trzeba ją zdobyć.


jutro, mam nadzieję, kolejna porcja nutek od mojej personalnej szantażystki. open-minded.

środa, listopada 19, 2008

świąteczny nastrój

doszły pastorałki. więc dlaczego na święta puszczają takie w wersjach, które rujnują atmosferę i przełączenie na die hard jest czymś, co ją ratuje?


uspokajają i pobudzają. działają. po prostu działają. należy pamiętać o subiektywności całej we mnie zawartej. w nocy zassałem około 20 najnowszych rockowych hitów, i jeszcze nie miałem okazji ich posłuchać z jedneg powodu, którym nie był brak czasu ogólnego, tylko brak chęci przełączenia dwóch... a słowem z ostatniej nocy powinien być opis. pomysłów mam wiele, natomiast dramatyzując przykład to, co dla jednych jest najbardziej wyrafinowanym komplementem, dla innych - obelgą. więc jedynie powiem, że są to utwory, które wyzwoliły w korze ciąg skojarzeń, doprowadzając do myśli, której nie było dane wystąpić wcześniej świadomie w moim życiu. muszę znaleźć swoje miejsce. miejsce bez wspomnień. bez zbędnego bagażu. ładne. z powietrzem. by uśmiech wewnątrz się sam pojawiał, a spokój ogarniał wszechobecność własnego jestestwa, cokolwiek ma to znaczyć. a najdziwniejsze jest przekonanie, że gdziekolwiek nie wymyślę sobie tego miejsca, skojarzenia z nim będą niesamowicie pozytywnie.


dziękuję. żyję marzeniami.

cd.

niewiele chcę, niewiele mam.


jack white i alicia keys razem wzięci nie są w stanie przebić nowych nutek. przed ich otrzymaniem słuchałem właśnie wymienionych gwiazd w bondowskim przeboju święcie przekonany, że funkcja repeat1 przez najbliższą godzinę jest tą jedyną prawidłową opcją. niespodzianka. dziesięciu sekund nie zdzierżyłem po przesłuchaniu dwóch... i tu mi słowa brakuje. się zastanowię jutro. napiszę. w każdym razie biały z kluczami wypadł z obiegu. a teraz repeat all. a godzina to zbyt mało.


budzę się... uśmiecham się:)

wtorek, listopada 18, 2008

świst wiatru

a dużych traktorów nie rozumiem. ameryka...


heavymetalowy skuter. abstrahując od jej całej matowej piękności, sposobu, w jaki trzyma własne lustereczka opakowane w aluminiowe groty, skuter. tylko taki mega-głośny. o ile efekt może być zepsuty przez jakość słuchawek, o tyle aż tak żaden sprzęt go zrujnować nie jest w stanie. live stałbym jak wryty napawając się pięknem tonacji... do momentu podprowadzenia - podejrzewam - cichszych wersji innego gatunku. najlepiej o hemisferycznych kształtach konkretnych częsci. podobno. bo samemu różnicy nie było mi dane posmakować w takim stopniu, jak sobie tego wymarzyłem. jeszcze.


extended with sound. lato dźwięków mnie molestuje ostatnimi czasy. a ja się powoli daję.

poniedziałek, listopada 17, 2008

soooo

w niewielkich ilościach zjem wszystko, co dobre.


jakiś własny styl. dziennikarzem muzycznym nie jestem, ale może to i lepiej, bo dźwięki odbieram inaczej. dlaczego... zakochałem się. początek bajeczny. kilka sekund marzeń. a potem słowa. permanentne. coś, przy czym mam zamknięte oczy i działa na (viva natalia) imaginację. to, że sam niektóre fragmenty widziałbym lepiej w nieco prostszym świetle, nie znaczy, iż mam zamiar otworzyć wzrok na to całe wszystko, co obok się dzieje lub nie. widzę szare obrazy. widzę cały film jakby... takty, które wyzwalają we mnie emocje. niestety wykonawczyni nie znam jeszcze na tyle, by powiedzieć, w jakim stopniu jej emocje są grą, która jej towarzyszy.


inny początek... "dobra"... bo lubię wielokropek, szept i ciszę.

czwartek, listopada 13, 2008

a i owca cała

a co by było gdyby... i jak na zawołanie:) a wilk jest niczego sobie! w pół-swojej skórze. w pasy.


komplementy powiedziane wprost tracą urok? hmm... no niezbyt. to, że nie trwają jako sama swoistość siebie, to jestem w stanie się zgodzić, ale urok działa, czar panuje, co naprawi to popsuje. nie. to tylko rym. wymawiając komplement znaną matematykom zasadą nie-wprost, zmodyfikowaną o łatwość przyswajania podświadomego w każdej sytuacji i, czasami, mały delay trigger, sprawiamy, że zachowanie obiektu komplementowanego jest mniej przewidywalne, a co za tym idzie, mniej możemy się dowidzieć z jego następstw. konfrontując zaś kogoś ze słowami, nawet bez kontaktu stricte fizycznego, jesteśmy w stanie określić rodzaj reakcji, a co za tym idzie, drobnymi zabiegami kosmetycznymi jesteśmy w stanie świadomie pokierować nieświadomą ofiarę do kolejnych pomieszczeń szatni, w których sama zdejmie kolejną warstwę. należy pamiętać, by w każdej chwili mogła ubrać ją z powrotem bez podejrzeń, iż ją w ogóle w całości zdąrzyła zdjąć. co więcej, my już wiemy, co jest tą kolejną skórą, więc nie zależy nam, by dalej obiekt czuł się zbyt nagi. zaspokajamy jego potrzeby. i jest nam za to wdzięczny.


brzmi. tak samo, może lepiej. ale to pewno poprzez swą narodowość i całą błyszczącą, lecz ciemną wewnątrz akustykę.

wtorek, listopada 11, 2008

plenty respectable

odcinek drugi pozostawia jedynie mały niedosyt mocy.


muzyka dla uszu. z ta różnicą, że przy niej bawi się każdy najciemniejszy zakątek duszy. szczególnie te ciemne, rozjaśniając się docierają do ciała poprzez podniecenie i uśmiech. i niech mi ktoś to spróbuje przerwać. coś, czego zdecydowana większość nigdy nie pojmie. i jak to nie ma stać się częścią mojego życia? a w połączeniu z kontrowersyjnym dla niektórych pięknem...


niepotrzebnie, bo tylko na tle pseudo rywali. potężniejszych braci innych klas.

niedziela, listopada 09, 2008

niechbendzioza

motywacje i chęci zajebiaszcze, ale technika... dodupiasta:)


dzień wolny. totalny. więc kilka tematów płynnie się przepłynie. zacznijmy na angie. a może pod? i znowu głupie dylematy moralne. wyobrażenia swoją drogą, a życie i zasady lecą jakim torem, za którym usiłuję nadążyć. na moje nieszczęście udaje mi się to znakomicie. jakbym się dał, to pozwoliłbym się uwieść. z resztą na mnie istnieją sposoby świadomie wyłączające swiadomość. tylko musiałaby znać konsekwencje. a teraz dywagacje na temat powyższy. tak. z narracją, jakby nie było to czytelne. gdy dziewczyna podrywa, zwał jak chciał ten proces cały, musi się liczyć z konsekwencjami martwych decyzji o braku pytań. cause and effect, jak mawiał merovingian. wszystko sprowadza się do świadomości. w mordę! właśnie doszedłem do przełomowych myśli na temat tego głupiego paradoksu. laska musi myśleć. nie... to jeszcze nie to. ale tak na dłużej to musi. tak na bardzo dłużej. tak dla mnie. a wtedy musi być tak, jak sobie wymysliłem. szczerze. gdy nie myśli, to też może być ok, ale najlepiej nie mieć fajnych wspólnych znajomych. tak na wszelki wypadek, który nastąpi. aa... czyli to tylko jedno pośrednie domino. nic nie zmienia, bo poprzednia konfiguracja była ciągła w ten sam popieprzony sposób. martwy punkt. takiego nie można pozbawić życia. gdyby chociaż znikający, jak film drogi. wolny dzień nocą płynie. jeszcze księżyc i szaleństwo.


a teraz rodzinny kolo:) a zaraz to taka wielka bakteria i południowy park:)

piątek, listopada 07, 2008

w czapce

id. w marcu.


chciałbym wiedzieć, być świadomym. bardziej niż za życia. bardziej wszechwiedząco. wiedzieć i widzieć reakcję najbliższych poza najbliższymi. i oni nawet nie wiedzą, że to o nich chodzi. i w tym momencie się domyślasz. "pisze do mnie". gdybyś przeczytała. ale nie przeczytasz. nie teraz. bo znam cię tak, jak ty mnie. jeden warunek. nagłość. może więcej. brak mojej winy. może nawet niespodziewanie. i chciałbym znać decyzje ich wszystkich. i wpływ.


a moim największym życzeniem pozytywność zdarzeń. z każdego miejsca i niemiejsca. mój wpływ.

wtorek, listopada 04, 2008

13.25

to już 3 lata nowego życia, z czego ponad rok prawdziwego:)


koniec. zero piwa. zero wódki. zero pomniejszaczów pojemności płuc. prawie zero słodkości:) ostrożny początek wysiłku. na tyle ostrożny, że znowu się wywnętrznię. bo kilka dni temu górka narciarska pokazała swą wyższość. na niej pokonałem siebie, a nie ją. i to wszystko uważając na nogę... ta... jasne. podsumowując: ciulato.


cel: spaść do 77, zejść do 12. a może 11.5?

poniedziałek, listopada 03, 2008

12. seria

dawno się tak ze śmiechu nie popłakałem:)


dziś ta cała światłość, mimo tego, a może właśnie z tego powodu, że za mgłą, przestraszyła mnie. z jednej strony nie takie zwykłe lenistwo trzyma mnie z dala od świetnego miejsca do zanurzenia się w otchłani fal, bo zimno w tyłek może mi być przez chwil kilka i to mi nie przeszkadza. inną sprawą jest to, że sam pragnę wewnętrznie takiego zawieszenia. sam chcę marzyć o miejscu osiągalnym. by było wyjątkowe.


rewers też ma swoją drugą stronę.

czwartek, października 30, 2008

puste bezdźwięki

tony i półtony.


bo trzeba mieć cel. a to może się okaże kolejny niespełniony. i jeden bliższy, i drugi bardziej odległy fizycznie i psychicznie.


i zaczynam je wszystkie liczyć. by regułę ujrzeć i się ich nauczyć.

będzie dalej żeglował

bo rzeka płynie w tobie.


głupi jestem. i świadomy, że nic na to nie poradzę. wspomnienia znowu powracają. dawno mnie tam nie było. z resztą wczoraj też nie byłem. ale patrzyłem w tamtą stronę i poczułem bliskość z lekkością pewną, gdy zbyt duża ilość światła mnie oślepiała. tylko ta właśnie wspomniana lekkość jest stanem, który lubię, a jednocześnie chciałbym się go raz na zawsze pozbyć przy pomocy pewnej osoby. potem będzie mi go permanentnie brakowało. a gitara pomiędzy moimi rękami wraz z melodią, która gra w uszach, potęgują efekt. tu jestem. później będą listy. przynajmniej w założeniu.


how can i blame you when it's me i can't forgive...

czwartek, października 23, 2008

chillout

anioł i piękno mandalajskie.


są bliżej niezdefiniowane obrazy, które sprawiają, że wyobraźnia zaczyna pracować na tych obrotach odpowiedzialnych za pieprzony romantyzm. są również bliżej zdefiniowane dźwięki, które budzą we mnie niesamowity niepokój. jest jedna piosenka, w której się co chwilę powtarzają i jakoś... nie ma wielu innych rzeczy, na które tak reaguje moja podświadomość.


chill..out.

wtorek, października 21, 2008

do elizy

przeciwko mocy śmierci nie ma medycyny w ogrodzie.


coś powierzchownego. bez ps'ów. a tu taka fajna pustka, którą usiłuję spostrzec tak mocno, że mi oczy zaczynają łzawić z tego całego skupienia. nie wierzysz? to nie znasz mnie. ale wierzysz. i mimo tego, że nic to nie znaczy, zaczynam kojarzyć. jak zawsze smutne wątki z życia, które mnie najbardziej ubodły. jeden smutny wątek. to się nazywa automasochizm naturalny. bo w naturalnym świetle odwzorowany z tą różnicą, że nie ma w nim aktualności. nie zrozum mnie mylnie... dalej jestem spokojny, po prostu "na samym dnie zegarek mierzi mnie". to, co mnie dalej szturcha i napastuje, to własne ego. nazwałabyś je samczym. i tak jest. i to ono wyryło ślady i te wszystkie osobiste zakrzywienia, których nikomu nie oddam. bo to one mnie kształtują. sprawiają, że chodzę w taki sposób, a nie inny. na te baterie.


czy kiedykolwiek widziałaś deszcz?

poniedziałek, października 20, 2008

ps podoba mi się

w nowym york'u jest teraz jesień.


wyjątkowo cicho. wiatr nie wieje. deszcz nie pada. słońce nie świeci. wydaje się, że za dużo niczego. tylko bezszelestna obojętność samochodów przemyka przez najbardziej ruchliwe miejsca kolorowego w bledszych odcieniach miasta. obok. i to ja ruszam powietrzem. jak sobie dobrze przypomnę, to nic nie pamiętam.


ja się uśmiecham.
spokojnie.

środa, października 15, 2008

top gear

to, co działo się od 27. lipca do wczoraj... działo się. zostanie u mnie. będzie powracać. powoli. i jak czołg:)


no i dobra. powracam. dzisiaj nawet nie potrzebowałem muzyki. uśmiechnij się ze mną.


zapalam światło
wchodzę do domu
zamykam usta
nie mówiąc nikomu...

piątek, lipca 25, 2008

censored

niektóre rzeczy muszą zostać między nami. samymi. ja już swój film przeżyłem.


popatrz za okno. widzisz perfekcję niedoskonałości? wzory chaotyczne, w które układa się kalejdoskop szarej codzienności? to dzięki niej zacząłem patrzeć w niebo. widzieć więcej niż ktoś obok. słyszeć to samo, a i tak wsłuchiwać się mocniej. być świadomym braku.


złośliwość niematerialności, czy uporczywość tego samego, to jedna dupa. czarna.

mad&crazy

ciepła. tego jedynego.


wrzesień, październik... a potem? umieram. jak każdy romantyk w przeszłości. one last breath. sok malinowy. prawdziwy. truskawka. prawdziwa. i jeszcze tylko jedna.


przydałby się jakiś feedback. mocny.

werk

czy funk czy pro.


you see the couple there? look at the way the girl is holding onto him so tight, but he can still drink his coffee. looks like she feels safe wrapped around him. if you believe that, i'll tell you another one.


prześlę ci na maila "ł" małe.

czwartek, lipca 24, 2008

krok stok mrok

maybe tomorrow.


to tak, jakbyś mówiła "nie chcę cię", przytulając się przy tym coraz mocniej. trzymam się planu. i tym razem nie rozwalę go głupimi chwilami. a i tak wyjdzie jak zawsze.


i'll find my way home.

środa, lipca 23, 2008

jak polny kwiat na na

idealna kombinacja.


jestem niesamowicie niestabilny. niespokojny. potrzebuję jej, by mną zawładnęła. już to zrobiła na swój sposób. jeszcze tylko proszę... dołóż do tego mój. poskładany w mojej rozmarzonej psychice.


nie przeskoczysz tego.

sraka blobaka

-zorientuj się w pakietach
-sraka praptaka
-zorientuj się w pakietach
-sraka praptaka
-zorientuj się w pakietach
-sraka praptaka



w pierdzielonym zawieszeniu. jedna. druga. podobna. i w tym problem. wrażliwa. shit...
nie łamać jej serca.
nie łamać sobie serca.
wiem. pogadamy po festiwalach. no i mam nadzieję, że w piątek też.


i znów. mój ruch.

wtorek, lipca 22, 2008

pułapka awaryjna (4B)

w oceanie topisz się
bezsensownie.
przyjaciele nie umieją pływać
nagle.
płucami czujesz sól.
pachnie bosko.
coraz mocniej. intensywniej.
...
pod stopami grunt.
czy to niebo?
teraz. to ten, który swą osobowość
tylko dla ciebie
kreuje ponad przyjaźnią.
dla ciebie
powyżej pozostałej części
rzeczywistości.
...
białe przebudzenie.
nie ma go obok.
bty być mogła.
..
chcesz?

część druga - nieostatnia

automatyczny


olbrzymi ładunek emocjonalny. jej wiersze i te utwory. wszystko wewnątrz. a tego zwykłe istoty nie pojmą. nie zrozumieją. nawet nie wpadną na pomysł, że to zrozumieć się da.


może wierszyk? let's try.

niedziela, lipca 20, 2008

koniec części pierwszej

ewolucja.


lubię i kocham niebo.
kto się ze mną w nie popatrzy?
sny.


a teraz będzie o kimś.
:)

piątek, lipca 18, 2008

114

my eyes seek reality, my fingers seek...


ale bym jej przyjebał. złość we mnie wzbiera.. je. i się dziwi, dlaczego taka gruba się zrobiła. "tylko troszeczkę, ja nie tak dużo...". i przeżuwa kolejny mały kawałek jakiegoś tłuszczu. i myśli, że nikt nie widzi. a na pewno nie ona sama.
ale za to wyrobiłem w sobie obserwację. już przystanek wcześniej wiedziałem, co będzie. ładnie się przygotowałem. tak, jestem zajebisty.
a się dziwić, dlaczego tyle we mnie gniewu? 90zł? pal licho kasę! 2h stracone. a w ogólnym rozrachunku to nawet 9!!


i
t'a a small step from mass transport t comunism.

wtorek, lipca 15, 2008

pranie mózgu

jeszcze jeszcze.


b
uzuje we mnie negatywna energia. bierze się tylko ze wspomnień. jak się wtedy czułem. szybszy oddech.


ściągając z niej kolejną warstwę, moim oczom ukazywała się następna.

piątek, lipca 11, 2008

.. miss president

gwiazdy:)


d
zieciństwo... nawet zapach podobny... dużo miejsca i ta grubość drzwi pod oknem...


era snów idzie. skąd wiem? dla was: przyśniło mi się :P

środa, lipca 09, 2008

witam serdecznie... z tej strony

nie zwołują zebrań z powodu tęczy.


spośród ponad 200(?) utworów, akurat ten, akurat gdy szedłem na murek. umierała długo, teraz powoli...


dzięki ph łatwiej mi się uśmiechnąć do obcych, tak jak kiedyś. gooood.

niedziela, czerwca 29, 2008

bad company battlefield

nadymaj się nocą i nie walcz z przemocą.


gwiazdy nocą szeleszczą ciszej niż za dnia. bo w nocy je widzimy. a przy słońcu zapominamy. nie słychać rzeczy, na które nie zwraca się uwagi. nawet jeśli je czasami widać.


jak to może być droga mleczna, skoro my na niej jesteśmy? no, teoretycznie może.

sobota, czerwca 21, 2008

d

pod jednym względem było jak wtedy. tylko nazwy miejscowości nie pamiętam.


myślę i się duszę. szybciej muszę oddychać, by zapanować nad emocjami. powietrze mam i się duszę. tak, jakby mi krwi brakowało. wszystko jest ze sobą powiązane.


a ludzie przechodzą obok i nie widzą mnie.

fair trade

być bohaterem dla samego siebie.


a ty co byś zrobił? zareagował byś człowieku jak? słup soli? magiczny ruch ramion?


ja nie wiem.

poker only 4 pros

bangbangin' hammer's in my head.


zazdroszczę. a to samo w sobie czyni mnie człowiekiem złym, a świadomość tego faktu dręczy mnie nocami i dniami również. nie mogę być takim, jak chcę, bo przeszłość nie daje mi spokoju. wspaniała przeszłość. ja pierdolę... a do tego tutaj pokazuje swoje słabości, o których kilkoro z was nie powinno wiedzieć. nie umiem pogrywać nieszczerze. umiem. nie chcę. i przegrywam.


w tej całej wewnętrznej pogoni do bycia lepszym... zamykam się.

środa, czerwca 18, 2008

quo modo

ashes to ashes.


czytać można. między słowami. między wierszami. im ich więcej, tym więcej można wywnioskować. a to, że jest ich mniej, nie znaczy, że przesłania jest ilościowo mniej. a jakość? wszystko jest odrębną i niesamowicie indywidualną kwestią.


now dance, fucker, dance...

you're gonna go far, kid

właśnie pojąłem, dlaczego dobrzy dyrektorzy i managerowie wyższego szczebla są tak pożądani i dobrze opłacani.


pomyślałem... i wspomnienia... ja chcę na narty! nie muszę zamykać oczu, by poczuć zimę. to powietrze. ten mróz. te emocje, adrenalinę. i te wszystkie dziwne uczucia związane z kawałkami tras... tak się zastanawiam, co to było. jak to nazwać. podniecenie? zadowolenie? a to wszystko przy braku innych zmartwień. jedzenie było. wszystko było. na gotowe. to było tak, jak zaraz po zdaniu egzaminu na prawo jazdy. uśmiech od ucha do ucha i nie dało się go stłumić, a ludzie stojący obok dziwili się, dlaczego wybucham śmiechem od czasu do czasu. ale zimowe chwile były jeszcze lepsze. bo nie zdawałem sobie sprawy z tego, że taki zadowolony mogę być. dopiero teraz to do mnie dotarło. po prostu wizja niedalekiej przyszłości, te wszystkie wizualizacje przejmowały mój umysł dogłębnie nie dając szansy i czasu na analizę tego, co się ze mną działo. a może wtedy nie była naturalna dla mnie analiza? bo nie musiałem się niczym przejmować.


nie przejmowałem się, więc teraz nie do końca wiem, który region jest który... będzie więcej zmartwień, a możliwości mniej. z czasem. wszystko przyjdzie z czasem.

poniedziałek, czerwca 16, 2008

wracam

życie w oszustwie. swoim własnym trochę. swoim jej trochę. i z jednej strony miłość, a z drugiej...


czy można kochać
osobę, która nie spełnia podstawowych wymagań i ni ciula nie pasuje
do układanki
marzeń

czy można chcieć
od niej
tak mocno czuć
by widzieć
szeroko

czy można żyć z wiedzą
że najbardziej boli
brak pamięci
dobra przeżytego...


niech boli.

niedziela, czerwca 15, 2008

porządki

pamiętasz księżyce i zachody słońca?
pamiętasz te...

p
amiętasz wszystkie chwile, których nie doświadczyliśmy?

pośród wijącego się kabla
czerwonego
trzymam półkilowy, 40-centymetrowy pilnik

książki i ubrania obok
szachy, a nawet zestaw mini garnków metalowych

i chociaż miejsca wolnego nie ma
to płomyk umiera ostatni

a ja siedzę w tym miejscu tylko
by je ogrzać

b
o wiem, że przyjdziesz, a wtedy...

usiądę na skrawku leciwej podłogi przed tobą
i położę swoją głowę na twych kolanach
by zobaczyć kolejne chwile, których nie przeżyjemy.

sobota, czerwca 14, 2008

angie

ostatnio treści mało. przynajmniej słownej. jak dla mnie, mogłoby być zakończone elką, a wtedy wydźwięk byłby jak najbardziej na miejscu.


jest podobna do jednej i drugiej. nie taka sama. podobna. wygląd jednej, wyobrażenie o drugiej, tak jak ten dźwięk, którego nie pamiętam. działanie jak wspomniany gdzieś percussion grenade. i flashbang. ale to już mój wymysł.


pozwól mi wyszeptać do twego ucha.

czwartek, czerwca 12, 2008

motyw

przestanę. i dobrze o tym wiem. i może potrwa to latami. ale przestanę.


pełna. sama z siebie powstała. bez żadnych przekonywań. bez wyraźnego powodu. prosta i bezpieczna. zawsze i bez zastanowienia.


tak chcę widzieć z zamkniętymi oczami... i nie bać się otworzyć "bo mogę zobaczyć coś innego".

środa, czerwca 11, 2008

masz wiadomość

i wish...


obiecanki - cacanki.


na głos.

po przepisaniu

mało odwagi...


pamiętacie warszawskiego anioła?
teraz żałuję. szczerze.


nadzieja...

czwartek, maja 29, 2008

edit

a może to metallica? może.


może raczej miss beauty queen. i od nowa here we go again... nie uczę się na własnych nawet błędach. w przypadku co najmniej jednym. w końcu pieprzony romantyk ze mnie.


but now it's time to kiss your ass goodbyyye. i've already heard this song. po prostu it ain't my bitch, yeah!

trzeba było być

obiecane.


jak ich zobaczyłem, byli tacy realni, żywi. hetfield nie jest bogiem. ale bogiem. takim ludzkim.


moc.

podróże kształcą

xtra się obserwuje, jak wygaszony ekran łapie kurz.


można to porównać do obserwacji zmiany kolorów w postępie zasysania azureusa.


się dziwić?

disposable heroes

w pociągu.


właśnie wpadła mi do głowy myśl, że jeszcze nigdy wcześniej nie byłem dwa razy jednego dnia w zawierciu. około 7:00 i potem jakieś 10 godzin później. tiger przestaje działać.


albo tytuł mnie usypia:)
o koncercie kiedyś. napiszę.

koszykarska

nie uśmiecham się. może dlatego, że spałem trzy godziny. może dlatego, że nic mi nie wychodzi, a jedyną osobą, którą mogę za to winić, jest taki nieuśmiechający się pojeb.


półtorej godziny temu widziałem anioła. i może nie na stacji metra, tylko pkp, ale finał podejrzewam taki sam. i gdzieś ją już wcześniej widziałem.
teraz siedzę w złotych tarasach i się tigerkiem rozbudzam. i nadal brak uśmiechu. u mnie. bo ona miała boski. tyle na teraz. lecę.


never knew what might have been.

poniedziałek, maja 26, 2008

wymówka tylko

the brightest flame burns quickest.


nie piszę, bo by było za smutno tutaj.


take your hand and go away.

poniedziałek, maja 19, 2008

dla Ciebie

tak, tak...


bądź swą nocą i swym dniem
ostrym, pełnym seksu snem
idąc suchym morza brzegiem
bądź też deszczem oraz śniegiem
ich królową kiedy trzeba
w Twoich oczach błękit nieba
a na zewnątrz orzech w miodzie
w dzikiej, rwącej, górskiej wodzie
ogniem w swym temperamencie
pokaż komuś, że jest w błędzie
...



i niedokończone. i nie przeedytowane. nie z mojej winy. bo i po co kończyć. trzeba było... pierdziu...

poniedziałek, maja 05, 2008

miał być mes

przed lustrem.


może nie powinienem tego mówić tobie, ale zjebany jestem emocjonalnie na maxa. i psychę mam zrytą. nie jestem tak dobry, jak chce być. nie byłem tak dobry, jak pamiętam. dupa ze mnie. serio. po prostu się wróciłem pamięcią trzy lata wstecz. ale ze mnie dupek musiał być. jedno mi za to wyszło perfekcyjnie. okłamywanie samego siebie. teraz się tylko boję, że w tej sztuce stałem się mistrzem.


there's a time for everyone if they only learn.

piątek, maja 02, 2008

oko w oko

trochę jestem samotnikiem.


przywiązuję się do nazw. nawet, gdy nie wypada. nie umiem olusi na olę zmienić, festiwal na bartos... itd itp.


odizolowałem sie od myśli.

niedziela, kwietnia 20, 2008

a po?

dobranoc...


jak aktor. smith.


c.

środa, kwietnia 16, 2008

twarde jajko na miękko

kobiety nazywają to instynktem. naukowcy - głupotą:)


okazuje się, że brunetki też mogą być ładne. i to coraz ich więcej.


taka nowa faza.

kolacja

tylko murek zimny...


wawelowski jacek i czekolada na kolację o tej godzinie. z widokiem na wawel. na murku nad wisłą. bezwietrznie. jakby całe zanieczyszczenie odpłynęło, a powietrze stało się takie...


pozytywne...

fix you

4P.


każda piosenka wytwarza niewidoczne łzy. wspomnienia? przyszłość? teraźniejszość. nic. właśnie. a tych wesołych nie chcę słuchać.


pierdolę. idę na spacer...

poniedziałek, kwietnia 14, 2008

za rogiem

omszały próg? the hack?


jak pisanie na piasku. na plaży. ale daleko od brzegu. przezornie, nie?


sztorm nie jest potrzebny. przypływ większy wystarczy.

the sacred geometry of chance

you may conceal a king in your hand...


no i już postęp. kilka rzeczy do poprawy. i to rzeczy, z których zdawałem sobie sprawę, a myślałem, że w małych dawkach są nieszkodliwe. a tu już mogły pozostawić wrażenie, które trudno będzie zatrzeć.


aha.. i rower power. ee-ha.

i padał deszcz?

jeszcze księżyc.


o
k. przyznaję. z resztą zawsze to otwarcie przyznawałem. nie kumam kobiet. nigdy się tego nie wypierałem. tylko szkopuł w tym, że za każdym razem, gdy pomyślę "wtf? o co chodzi? jak zareagować?", opcji kilka istnieje. w życiu, nazwijmy to, normalnym, ustabilizowanym uczuciowo, czyli w sumie nienormalnym, problemu by nie było. proste pytania. codzienny kontakt. a teraz? jak zwykle dupa. muszę dokończyć lekturę, która powie mi wszystko o kontakcie. nic o jego braku. teraz trzeba tylko do niego doprowadzić.


tak... tylko.

wtorek, kwietnia 08, 2008

owca

piękne oczy. pewny wzrok.


na ten moment czekałem ponad godzinę. zamknięcie okna. wspaniała pozycja. nie wiedziałem, że w tak prostej i niewinnej czynności może się ukrywać tyle seksu. ciągle przed oczami. pociąg. ona. okno. liczby? 165, 46 i do tego dołączę jeszcze literkę c. kręcona brunetka. i ten jej doggy-style przed oknem. smukła szyja. chyba się zorientowała, że o niej piszę. ale pewna nigdy nie będzie.


a ja taki nieogolony...

czwartek, marca 27, 2008

ilościowy wskaźnik jakości

"every little boy wants to go up to nail the doctor or the lawyer. somebody's got to nail the receptionist." :)


brakuje mi rozmowy o wszystkim i o niczym. i choć niektórym to się może wydawać dziwne.. jednocześnie brakuje mi ciszy.


it's not nail-the- recepionist time. tommorow i'm out awesomeing! :)

środa, marca 19, 2008

waga



c
odziennie obok
te same budynki
codziennie na
tych samych drogach

c
odziennie przed
tym samym obrazem
codziennie gdzieś
ci sami ludzie

codziennie nieświadomy
tych samych rzeczy
codziennie chcę
widzieć jej oddech

czwartek, marca 13, 2008

droga

forma jest pustką

budujesz własną łódź
na dachu domu
i choć wiesz, że jej nie zniesiesz na dół
i choć nie liczysz na wielką powódź
łódź własną budujesz

pustka jest formą

środa, marca 12, 2008

a miało być coś innego



d
laczego mnie
w czasie rozdzielasz
na kawałki spełniające i nie
założenia?

d
laczego mnie
na części rozdzierasz
i przybliżasz do sobie tylko znanych
wartości?

w
reszcie
dlaczego ja
daję się targać
pomiędzy
mną?

w
reszcie
dlaczego Ty
czytając pytania
wyłożonej spodziewasz się
odpowiedzi?

d
laczego ja
wiem?

b
o...

poniedziałek, marca 10, 2008

przyniesienie



b
yła szósta
wczesna godzina
życiodajne słońce już od chwil dłuższych kilku
magicznie rozjaśniało szare
miasto po nocy
grabieży, morderstw, gwałtów

o
no nigdy się nie przejmuje
czy ktoś
chce mieć humor
dobry
szuka
pocieszenia
nie ma na nie ochoty

j
edzie
i pierdoli wszystkich
równo
wszyscy dla niego
takie samo
...

w
nocy
po napaści
z niczym został
prócz mazi w dupie

t
eraz szósta
pełni brakuje
morderstwa

s
łońce świeci
życiodajnie
aż miło
umierać

jest i sonet



b
ył taki dwór wielkim uczuciem zwany,
z zewnątrz gładki, tak pięknie marmurowy,
ciepły, gorący, nieskażony, zdrowy,
przez inne oczy zawsze wywyższany.

w
tym dworze siedzi i bezmyślnie czeka
człek w nicości otoczeniu paskudnym.
w innym, ona, podobnie miejscu złudnym.
wypatruje na białym koniu człeka.

t
e dwory świadome drugich istnienia,
żyją swą nazwą, powtarzając dumnie,
że wejdzie ktoś do nich, nim skończą w trumnie.

c
zy sobie pisani - przecież oceniać
niczyja rola. przy największych chęciach
siedząc przy oknach, nie skończą w objęciach.

niedziela, marca 09, 2008

pięciometrowy



l
eżę w szufladzie.
z pytonem i psem.
jakiś czas potrwa zanim...
strawi
jak psa.

l
ężę w szufladzie.
z pytonem.
jakiś czas potrwa zanim...
zrozumie
co jest.

l
eżę w szufladzie.
z pytonem.
jakiś czas potrwa zanim...
poczuje
co musi.

p
yton w szufladzie.
jakiś czas potrwa zanim...
strawi
jak psa.

p
yton w szufladzie.
jakiś czas potrwa zanim...
zrozumie
co jest.

p
yton w szufladzie.
jakiś czas minie zanim...
poczuje
co musi.

pyton w szufladzie.
zdechł.

szuflada...