piątek, listopada 28, 2008

1:21, kraków i ona

mgła, a marzenia się spełniają.


temat i tyle. bo opinia nt. piwnicy już znana.


koniec mękolenia. w jednym temacie.

środa, listopada 26, 2008

jaśmin

idę się zamknąć. ale nie będę sam. przynajmniej jednostronnie.


jak to będzie? kto odróżni moją powłokę prześmiewczą od rzeczywistości? czym jest rzeczywistość? tym, co myślą wszyscy inni? przecież niewiele osób mnie zna. i dobrze. ważnych jest niewielu.


introwertyczno-ekstrawertyczne eskapady.

wtorek, listopada 25, 2008

gymkhana

a mogłem poprosić o wszystko.


jakbyś miała jedno życzenie. taka zubożona wersja beta złotej rybki. materialne lub nie. wszystko jedno. czego byś sobie zapragnęła?


zadam ci to pytanie kiedyś. nie odpowiadaj pochopnie.

hi-priced hyper porn

...i to jej "budzę się".


chciałbym zobaczyć jej wzrok. zmysły na mnie działają. na mnie można działać. tylko dlaczego ciocia we śnie dokończyła "pośród kłamstw". bo działanie jest sterowaniem wyimaginowanymi wartościami? na czyjąś korzyść? mam wewnętrzne pragnienie zapewnienia komuś szczęścia. i to jest to, co chcę zobaczyć w oczach. szczęście, do którego się przyczyniam. i nie wiem, czy już o tym w ten sposób pisałem, ale mam to w głowie od lat. konkretne uczucie. wyśnione. możliwe. i chciałbym ujrzeć bezgraniczne zrozumienie, które sam oddam w dobre ręce. tylko najlepsze. czy to jest niemęskie? nie musi być. wyobraź sobie pewność. bezpieczeństwo. idealnie dopasowaną pozycję w każdym momencie. do tego tą całą otoczkę, która w powietrzu pozytywnymi emocjami się unosi. emocje, to dość słabe słowo. nie chcę nadużywać mocniejszych. i dopiero teraz dodaj ten wzrok.


dzięki za rozmowę. wreszcie. i wiem, że mękolę. jest sposób na zaprzestanie.

poniedziałek, listopada 24, 2008

na ślepo

śniło mi się. dużo tej muzyki. powiązanej. i pamiętam, że byłem dumny.


pochwalę się. potrafiłem złamać tatę. nieświadomie. dwa razy w życiu. nic innego go nie złamało aż tak. dzisiaj się dowiedziałem. raz, jak miałem operację na początku, a drugi raz ostatnio i z mojej winy. a skoro nieświadomie robię takie rzeczy...


przyda mi się ta rozmowa dzisiaj.

niedziela, listopada 23, 2008

kto ma zapałkę?

nic go to nie obchodzi. to dlaczego tak to wykrzykuje i rozpaczliwie pragnie, by wszyscy uwierzyli w jego słowa?


nic się nie liczyło. uśmiech pełny. nie podejrzewałem, że będę się tak cieszył na widok swobodnie spadających delikatności. aleje zamarzły w ciszy, a właściwie to całkowicie zniknęły. nikogo. nicość wczesnym popołudniem. i patrząc w górę, szedłem dalej marząc sobie o tym, o czym marzy mi się najlepiej. to wczoraj. a dziś? wiało i sypało. i znowu wyobraźnia zadziałała podpowiadając mi góry. te konkretne, których nie znam. na które czekam od lat. jeszcze chwilka... i złapiemy motylka.


jest coś bez czego nie pójdę spać. po prostu lepiej mi się po niej zasypia. spokojniej. z rozmarzonym uśmiechem. czekam na kolejne...

czwartek, listopada 20, 2008

czterej pancerni

09:27.8 05:54.4 07:50.0 (05:00.0) 10:41.7 06:12.7 07:46.8 (05:00.0) 09:41.2 05:53.4 08:00.0
wszystko na auto pace:) będzie z czym porównywać
.


jakby mi ktoś żebra obił. czuję się znakomicie! niechcący znalazłem kandydata na zacisze duszy. a wracając... może to się stanie standardem w planie tygodnia? zobaczymy. swoją drogą nieźle to wszystko wygląda podczas samotnego deszczu, bez niego wśród kałuż i znów wraz z nim w nieco delikatniejszej, ale zarazem o mocniejszym wyrazie, formie. ludzi brak nawet w tramwajach. i te pomarańczowe snopy przypominające pełne wdzięku fotografie cyfrowo na sepię przerobione. efekt. a ja w tym wszystkim znalazłem odmóżdżenie i orzeźwiającą koncentrację na sportowym poziomie.


put? przecież się prawie nie znamy, proszę pani:)

paralyzer

jak żarówka w ciemności. czeka na włączenie. po angielsku lepiej.


jakiego koloru oczu chciałabyś, abym był posiadaczem? w jak długich włosach lubisz zatapiać swoje palce? co sprawia, że czujesz się bezpiecznie? jaki rodzaj adrenaliny preferujesz? wszystko jest ważne. nie dla samego spełnienia, choć częściowo - na pewno. wiedza jest bezcenna. jeśli umie się nią odpowiednio posługiwać. szczerze i w dobrej wierze. tylko, cholera, trzeba ją zdobyć.


jutro, mam nadzieję, kolejna porcja nutek od mojej personalnej szantażystki. open-minded.

środa, listopada 19, 2008

świąteczny nastrój

doszły pastorałki. więc dlaczego na święta puszczają takie w wersjach, które rujnują atmosferę i przełączenie na die hard jest czymś, co ją ratuje?


uspokajają i pobudzają. działają. po prostu działają. należy pamiętać o subiektywności całej we mnie zawartej. w nocy zassałem około 20 najnowszych rockowych hitów, i jeszcze nie miałem okazji ich posłuchać z jedneg powodu, którym nie był brak czasu ogólnego, tylko brak chęci przełączenia dwóch... a słowem z ostatniej nocy powinien być opis. pomysłów mam wiele, natomiast dramatyzując przykład to, co dla jednych jest najbardziej wyrafinowanym komplementem, dla innych - obelgą. więc jedynie powiem, że są to utwory, które wyzwoliły w korze ciąg skojarzeń, doprowadzając do myśli, której nie było dane wystąpić wcześniej świadomie w moim życiu. muszę znaleźć swoje miejsce. miejsce bez wspomnień. bez zbędnego bagażu. ładne. z powietrzem. by uśmiech wewnątrz się sam pojawiał, a spokój ogarniał wszechobecność własnego jestestwa, cokolwiek ma to znaczyć. a najdziwniejsze jest przekonanie, że gdziekolwiek nie wymyślę sobie tego miejsca, skojarzenia z nim będą niesamowicie pozytywnie.


dziękuję. żyję marzeniami.

cd.

niewiele chcę, niewiele mam.


jack white i alicia keys razem wzięci nie są w stanie przebić nowych nutek. przed ich otrzymaniem słuchałem właśnie wymienionych gwiazd w bondowskim przeboju święcie przekonany, że funkcja repeat1 przez najbliższą godzinę jest tą jedyną prawidłową opcją. niespodzianka. dziesięciu sekund nie zdzierżyłem po przesłuchaniu dwóch... i tu mi słowa brakuje. się zastanowię jutro. napiszę. w każdym razie biały z kluczami wypadł z obiegu. a teraz repeat all. a godzina to zbyt mało.


budzę się... uśmiecham się:)

wtorek, listopada 18, 2008

świst wiatru

a dużych traktorów nie rozumiem. ameryka...


heavymetalowy skuter. abstrahując od jej całej matowej piękności, sposobu, w jaki trzyma własne lustereczka opakowane w aluminiowe groty, skuter. tylko taki mega-głośny. o ile efekt może być zepsuty przez jakość słuchawek, o tyle aż tak żaden sprzęt go zrujnować nie jest w stanie. live stałbym jak wryty napawając się pięknem tonacji... do momentu podprowadzenia - podejrzewam - cichszych wersji innego gatunku. najlepiej o hemisferycznych kształtach konkretnych częsci. podobno. bo samemu różnicy nie było mi dane posmakować w takim stopniu, jak sobie tego wymarzyłem. jeszcze.


extended with sound. lato dźwięków mnie molestuje ostatnimi czasy. a ja się powoli daję.

poniedziałek, listopada 17, 2008

soooo

w niewielkich ilościach zjem wszystko, co dobre.


jakiś własny styl. dziennikarzem muzycznym nie jestem, ale może to i lepiej, bo dźwięki odbieram inaczej. dlaczego... zakochałem się. początek bajeczny. kilka sekund marzeń. a potem słowa. permanentne. coś, przy czym mam zamknięte oczy i działa na (viva natalia) imaginację. to, że sam niektóre fragmenty widziałbym lepiej w nieco prostszym świetle, nie znaczy, iż mam zamiar otworzyć wzrok na to całe wszystko, co obok się dzieje lub nie. widzę szare obrazy. widzę cały film jakby... takty, które wyzwalają we mnie emocje. niestety wykonawczyni nie znam jeszcze na tyle, by powiedzieć, w jakim stopniu jej emocje są grą, która jej towarzyszy.


inny początek... "dobra"... bo lubię wielokropek, szept i ciszę.

czwartek, listopada 13, 2008

a i owca cała

a co by było gdyby... i jak na zawołanie:) a wilk jest niczego sobie! w pół-swojej skórze. w pasy.


komplementy powiedziane wprost tracą urok? hmm... no niezbyt. to, że nie trwają jako sama swoistość siebie, to jestem w stanie się zgodzić, ale urok działa, czar panuje, co naprawi to popsuje. nie. to tylko rym. wymawiając komplement znaną matematykom zasadą nie-wprost, zmodyfikowaną o łatwość przyswajania podświadomego w każdej sytuacji i, czasami, mały delay trigger, sprawiamy, że zachowanie obiektu komplementowanego jest mniej przewidywalne, a co za tym idzie, mniej możemy się dowidzieć z jego następstw. konfrontując zaś kogoś ze słowami, nawet bez kontaktu stricte fizycznego, jesteśmy w stanie określić rodzaj reakcji, a co za tym idzie, drobnymi zabiegami kosmetycznymi jesteśmy w stanie świadomie pokierować nieświadomą ofiarę do kolejnych pomieszczeń szatni, w których sama zdejmie kolejną warstwę. należy pamiętać, by w każdej chwili mogła ubrać ją z powrotem bez podejrzeń, iż ją w ogóle w całości zdąrzyła zdjąć. co więcej, my już wiemy, co jest tą kolejną skórą, więc nie zależy nam, by dalej obiekt czuł się zbyt nagi. zaspokajamy jego potrzeby. i jest nam za to wdzięczny.


brzmi. tak samo, może lepiej. ale to pewno poprzez swą narodowość i całą błyszczącą, lecz ciemną wewnątrz akustykę.

wtorek, listopada 11, 2008

plenty respectable

odcinek drugi pozostawia jedynie mały niedosyt mocy.


muzyka dla uszu. z ta różnicą, że przy niej bawi się każdy najciemniejszy zakątek duszy. szczególnie te ciemne, rozjaśniając się docierają do ciała poprzez podniecenie i uśmiech. i niech mi ktoś to spróbuje przerwać. coś, czego zdecydowana większość nigdy nie pojmie. i jak to nie ma stać się częścią mojego życia? a w połączeniu z kontrowersyjnym dla niektórych pięknem...


niepotrzebnie, bo tylko na tle pseudo rywali. potężniejszych braci innych klas.

niedziela, listopada 09, 2008

niechbendzioza

motywacje i chęci zajebiaszcze, ale technika... dodupiasta:)


dzień wolny. totalny. więc kilka tematów płynnie się przepłynie. zacznijmy na angie. a może pod? i znowu głupie dylematy moralne. wyobrażenia swoją drogą, a życie i zasady lecą jakim torem, za którym usiłuję nadążyć. na moje nieszczęście udaje mi się to znakomicie. jakbym się dał, to pozwoliłbym się uwieść. z resztą na mnie istnieją sposoby świadomie wyłączające swiadomość. tylko musiałaby znać konsekwencje. a teraz dywagacje na temat powyższy. tak. z narracją, jakby nie było to czytelne. gdy dziewczyna podrywa, zwał jak chciał ten proces cały, musi się liczyć z konsekwencjami martwych decyzji o braku pytań. cause and effect, jak mawiał merovingian. wszystko sprowadza się do świadomości. w mordę! właśnie doszedłem do przełomowych myśli na temat tego głupiego paradoksu. laska musi myśleć. nie... to jeszcze nie to. ale tak na dłużej to musi. tak na bardzo dłużej. tak dla mnie. a wtedy musi być tak, jak sobie wymysliłem. szczerze. gdy nie myśli, to też może być ok, ale najlepiej nie mieć fajnych wspólnych znajomych. tak na wszelki wypadek, który nastąpi. aa... czyli to tylko jedno pośrednie domino. nic nie zmienia, bo poprzednia konfiguracja była ciągła w ten sam popieprzony sposób. martwy punkt. takiego nie można pozbawić życia. gdyby chociaż znikający, jak film drogi. wolny dzień nocą płynie. jeszcze księżyc i szaleństwo.


a teraz rodzinny kolo:) a zaraz to taka wielka bakteria i południowy park:)

piątek, listopada 07, 2008

w czapce

id. w marcu.


chciałbym wiedzieć, być świadomym. bardziej niż za życia. bardziej wszechwiedząco. wiedzieć i widzieć reakcję najbliższych poza najbliższymi. i oni nawet nie wiedzą, że to o nich chodzi. i w tym momencie się domyślasz. "pisze do mnie". gdybyś przeczytała. ale nie przeczytasz. nie teraz. bo znam cię tak, jak ty mnie. jeden warunek. nagłość. może więcej. brak mojej winy. może nawet niespodziewanie. i chciałbym znać decyzje ich wszystkich. i wpływ.


a moim największym życzeniem pozytywność zdarzeń. z każdego miejsca i niemiejsca. mój wpływ.

wtorek, listopada 04, 2008

13.25

to już 3 lata nowego życia, z czego ponad rok prawdziwego:)


koniec. zero piwa. zero wódki. zero pomniejszaczów pojemności płuc. prawie zero słodkości:) ostrożny początek wysiłku. na tyle ostrożny, że znowu się wywnętrznię. bo kilka dni temu górka narciarska pokazała swą wyższość. na niej pokonałem siebie, a nie ją. i to wszystko uważając na nogę... ta... jasne. podsumowując: ciulato.


cel: spaść do 77, zejść do 12. a może 11.5?

poniedziałek, listopada 03, 2008

12. seria

dawno się tak ze śmiechu nie popłakałem:)


dziś ta cała światłość, mimo tego, a może właśnie z tego powodu, że za mgłą, przestraszyła mnie. z jednej strony nie takie zwykłe lenistwo trzyma mnie z dala od świetnego miejsca do zanurzenia się w otchłani fal, bo zimno w tyłek może mi być przez chwil kilka i to mi nie przeszkadza. inną sprawą jest to, że sam pragnę wewnętrznie takiego zawieszenia. sam chcę marzyć o miejscu osiągalnym. by było wyjątkowe.


rewers też ma swoją drugą stronę.