poniedziałek, grudnia 08, 2008

jestem kłamstwem

smutek i bezradność.


m
am opory, żeby ledwo-pół-publicznie pisać przekleństwa. zdupiłem na maxa. dlaczego, jak mi na kimś zależy ponadprzeciętnie, to muszę zrobić jedną rzecz... przecież nie słowem, a czynem... a do tego jest sposób naprawy, który działał. tylko potem sprawiał zerwanie kontaktu. nie.


nie mogę. zasady? muszę się wyalienować rzeczywiście.

piątek, grudnia 05, 2008

wróźki czy chochliki

rejestracja zawsze ta sama.


deszcz pada. przypomniał mi o czymś, mimo tego, że to nie ten pokój, a nawet nie ta strona okna. dwie minuty i inna chwila z przeszłości. dlaczego tak dobrze pamiętam? zaczęło się od zapałki w dzieciństwie upuszczonej. przed wielkanocą. ten kawałek drewna w tego typu skojarzeniach trwa do dziś. wraz z siarką. dobrze, że pozytywne wizualizacje mają tak nieporównywalnie niesamowite oddziaływanie. a gdy są rzeczywistością... ja je widzę jako takie.


undercover.

wtorek, grudnia 02, 2008

deus ex machina

"who here married their wife because she was easier to wipe down?"


trzy godziny. nawet nie wiem kiedy minęły. tzn. wiem, ale tak się mówi. a i jest coś takiego jak wena. powinna być. pojawi się może jutro. jeszcze chęć by się przydała do jej przelania. bo można wystartować do wyścigu. kto pierwszy, ten lepszy. są takie przypadki, w których okazuje się, że pierwszorzędny cel wygranej jest tylko niezapisanym kawałkiem wyrazu, odbijającego się echem gdzieś przed nami, wrzeszczącego o przyspieszenie i tak niewolnego momentu życia. po drodze można nie dostrzec radości życia i tego konkretnego uśmiechu pełnego zadowolenia, zmieniającego cały pogląd na dotychczasowe punkty kontrolne, a być może nawet miejsce, orientację i kształt linii finiszu. istnieją takie przypadki. ile ich jest w stosunku do całości? w stosunku to nie wiem. trzeba je wychwycić.


a z czego jak nie z powietrza?