środa, listopada 24, 2010

transformers 5

a co, jeśli faceci mają swój cykl? podobny do kobiecego.. i właśnie wg tych bicykli dobierają się ludzie w pary?


zaczynam odkrywać siebie. nie na nowo i nie na staro. ale dochodzę do wniosku, że środowisko kształtuje do pewnego czasu, a potem po prostu czegoś zaczyna brakować. lubię filmy które mają pomyślunek. inne.. może dramaty. lubię dobre filmy, które opowiadają o ciężkich do pomyślenia historiach gaijinów i outkastów, a nie podcastów. może lepiej mi się utożsamiać z takimi bohaterami. nie "może", a "na pewno", bo to jest złota reguła scenopisarstwa, by z bohaterem dało się lub chciało się utożsamiać. a nawet, jak w głębi nie chciałoby się w takich sytuacjach znaleźć, to i tak wszystko się dobrze skończy, a źli ludzie zostaną ukarani.. więc w życiu może tez tak w końcu będzie. tylko życie leci wolniej niż film. bo trzeba przeżyc każdą sekundę. a co jeśli podejdzie się do tego, że nie trzeba, a właśnie można. i każda sekunda stwarza możliwość, która się powtórzy. tylko dlaczego nie zacząć wcześniej zbierać tych sekund. lenistwo nie jest opcją, bo przejawia się w momencie, gdy na coś nie mamy ochoty, a chodzi o robienie rzeczy ciekawych i tych, które są marzeniami oplatane.


nie kumam. nie ogarniam.

sudoku

czyli z cyklu: życie jest jak [wstaw wyraz który cośtam i wymyśl dlaczego]


rozwiązujesz rozwiązujesz, i rozwiążesz albo nie. wszystkie są rozwiązywalne, ale nie dla wszystkich.. różne poziomy, różne trudności i nawet inne wielkości. niektóre można na kilka sposobów majchnąc, na innych zatrzymasz się do końca życia, co nie ma sensu, bo właśnie do niego porównuję, a nie da się nie skończyć czegoś, co skończyć się musi, chyba ze rozmawiamy o kolejnych poziomach życia w życiu, ale.. ok.. dalej. czasami gorączkowo czekamy na hinta, a czasami dostaniemy go nawet nie chcąc.
a teraz coś z własnego - znowu - życia. styl rozwikływań takich zagadek zmienia się. nie sam, a z pomocą synaps ewoluuje od wpisywania metodą prób i błędów, poprzez ograniczanie takich zachowań i potem pomoc (cyferek) na boku, aż do tworzenia w głowie energetycznych macierzy wielowymiarowych, które ekstrahują się same unikając ognia krzyżowego przeciwstawnych warunków. prawda jest taka, ze jak już się zacznie, to zawsze znajdzie się kolejną krzyżówkę, albo ktoś takową podsunie.


za szybko myślę.. muszę się nauczyć jeszcze szybciej pisać, choć w tej chwili całkiem całkiem zapierdalam po tej klawiaturze.. a trzeba wiedzieć ze jest po 1.

wtorek, listopada 23, 2010

jedyny na świecie

własny, spersonalizowany t-shirt:)


jeśli błędy są po to, by się uczyć, to czy rzeczywiście są błędami? jeśli chłopak zerwie z dziewczyną, a potem poczuje, że to był błąd, to przecież nie poczułby tego, co czuje, nie zrywając z nią, a więc nie mogło być to błędem ani w jego, ani w jej odczuciu jeśli chodzi o długofalowość uczuć. tak? bo jeśli byłoby to błędem, to do błędnych wniosków by doszedł po popełnieniu go, więc błędem byłoby myślenie, że nie był to błąd. chyba wymyśliłem paradoks "o dobroci uczuć ludzkich, które nie są nigdy błędne". można je tylko podzielić na raniące i nieraniące. i to każde uczucie może być takie, jak ktoś je odczuje.. o w mordę...


u can't dodge the challenger! :*

niedziela, listopada 21, 2010

smut-ass

niektóre pozytywne stwierdzenia mogą być smutne w szczególnych sytuacjach..


"- A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. - Co wtedy?
- Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika."
biorąc pod rozwagę ciągłe najaranie Krzysia, z jednej strony nie należy przyswajać dosłownie i pewnikowo jego sytuacji życiowych, ale z drugiej - wtedy jego emocje były oparte o czysty instynkt, po czym wzmocnione nienaturalnie. cdn.

niektóre szczególne sytuacje mogą być normalnością wyciągniętą z marginesu. a po jakimś czasie najmniejsze rzeczy przynoszą szczęście.

spongebob

szum wody w górach może być przerażający ze względu na świadomość innej zwierzyny.


gdy widzę tytuł artykułu typu "[bliskie imię] wyszła z domu i ślad po niej zaginął", to od razu puls mi skacze... a tutaj należy (pomóc) zaopiekować się najbliższym kumplem, który zrobił się jak kanciastoporty. taki stan występuje raz na ponad osiem lat przy mojej osobie, więc sympatyczny uśmiech pojawiał się próbując zrozumieć moment obezwładnienia. dziękuję za imprezę urodzinową! było świetnie!


to, że wiadomość nie zawiera pytania, nie znaczy, że nie wypada/należy odpowiedzieć.

czwartek, listopada 18, 2010

materia - go-getter

wreszcie udało mi się spotkać z kumplami. integracja wydziału wyjątkowo okazała się imprezą nieparówkową.


wkurza mnie u kobiet ich "domyśl się!" skierowane nie tylko w moją, ale również we własną stronę i przekonanie "na pewno myślę, że to miał na myśli". do wuja chafla! przecież wystarczy zapytać, niż żyć domysłami i przekonaniem, że "tak będzie lepiej dla jej/jego dobra" nie mając pojęcia, o czym sobie w ogóle myśli.. logika biorąca pod uwagę domysły troszkę mija się z własnymi założeniami. już lepiej rzucać monetą.


I still got it. tylko mam opory przed wykorzystaniem właśnie tego. haven't had an old-fashioned for a long time, ale jakoś nie byłem uzależniony.

poniedziałek, listopada 15, 2010

ciążenie

zdawać sobie sprawę z zachodzących zmian to błogosławieństwo. nie zdawać - w pewien sposób też. tylko które bardziej święte?


tydzień temu o wschodzie słońca jechałem sto pięćdziesiąt kilometrów bezpośrednio na nie, a wracałem goniąc je zachodzące. kocham słońce. ale nie w pełni.. kocham je z cieniami. tak, by było widoczne. przyglądając się jemu, pędząc blisko sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę, można dostrzec to wszystko, co jest obok lecz dalej od siebie. bliżej słońca. widać, jak wolno się porusza. niby wcale, ale jednak wystarczy zamknąć oczy na kilka minut, by po tym czasie ujrzeć zupełnie nowy świat. bliskość zmienia się niesamowicie szybko, a reszta... reszta jest piękna i to właśnie te nieważne rzeczy są bardzo ważne. rozmowa o tym, że świeci słońce. o tym, że tak leżąc na łące chmury fajnie zapylają po oświetlonym księżycem sklepieniu. i o tym, że wcale nieważny jest ten śnieg, który ochładza nasze kręgosłupy. zaraz wstaniemy i sobie wymyślimy, żeby pogonić się wzdłuż wisły. spróbujemy znaleźć drogę krótszą, trudniejszą, nie do przejścia, by zrobić z niej kolejną zabawę. chwilowe zauroczenie jest takie czyste bez błota ważności powagi każdej sytuacji. nie dotyka się ziemi i leci.. a niektórzy kończą w sposób identyczny, jak ikar. nauka jest zgubna, gdy nie zdaje się sprawy z przyswajanych wartości. nieważnych rzeczy jest nieskończenie wiele i jakiej wagi każdej z nich by nie przyporządkować, łącznie staną się o niebo ważniejsze od tych ważnych, o których raz na jakiś czas porozmawiać należy.


nie potrafię usunąć z moich czterech metrów kwadratowych czegoś, co nie tak dawno sprawiało mi ból. zapomniałem o tym, że tam jest. wśród tego całego biurkowego niepoukładania. jakoś tak pasuje i współgra. ale to nieważne...

poniedziałek, listopada 08, 2010

będę się podobał

portfel z dokumentami wypadł mi na parkingu centrum handlowego 24 godziny temu. teraz jest już w moich rękach.. nie tak szczęśliwy, bo go kołem przejechałem:( karty do wymiany.


nie mogę uzyskać dostępu do normalnie nieskrytych terenów, które w sytuacjach zimnej wojny stały się placebo(-em?) na niezrozumienie oparte o brak kontaktu. ściśle chronionym placebo(-em?) i jednocześnie jedynym lekiem, który teraz da się zaaplikować. głupota moja nie zna końca, choć go posiada. jedna się skończy, a zacznie druga i nie wątpię, że ich zaplatanie w czasie jest równoznaczne z przeżywaniem życia. najgorsze, że na tym jednym jedynym typie już po raz enty nie jestem w stanie nauczyć się momentu złego skrętu w drogę wyboistą zakończoną przepaścią. odpycham od siebie każde wyobrażenie mówiące, wyjące rozpaczliwie, że to jest ten moment, popadając w szczerość, która ma przynieść radość wieczną. a później to już nawet wygodnie tak spadać. można ułożyć się w powietrzu jakkolwiek i zupełnie rozluźnić. a ja i tak nie doceniam wolności, która swym pędem zrywa mi ubrania sprawiając, że czuję się nagi. próbuję latać i macham tymi kończynami czekając na cud, który nastąpi.. nastąpi, prawda? no powiedz... nastąpi...


w obecności chorego używaj tylko łaciny

sobota, listopada 06, 2010

dos, por favor

pora dziwna na pisanie przesunięta o pi w fazie.


lubię wracać do miejsc sprzed lat, do których nie było mi po drodze przez ten czas. i na pewno nieprzewidywalnie nie wyjdzie parę rzeczy. nazwij to brakiem organizacyjnym, ale delektuj się tym powtarzalnym smaczkiem. nie dla Ciebie powtarzalnym, chyba że nazwiesz to czymś z pogranicza urokliwej improwizacji. będzie, co będzie, choć nic nie będzie i wszystko jednocześnie.


ale opalenizna już z miami?

czwartek, listopada 04, 2010

wouldie, couldie, shouldie

wiedza zdobyta doświadczeniem jest ratująca w taki sam sposób, jak Jack Brolin.


mam problem. lubię najbliższej osobie sprawiać przyjemność drobnymi podarkami. lubię, gdy na jej twarzy pojawia się uśmiech zadowolenia. bardzo egoistycznie lubię, bo inaczej się nie da. to nie jest kupowanie drugiej osoby, a jedynie sprawianie radości, które źli ludzie mogą perfidnie nazwać na opak. co w tym złego? zależy, kto na to patrzy i w której osobie. najbliższej? nie mam. o! nie mam problemu! na razie...


a cthulhu i tak wyśle tę wiedzę do krainy zwanej oblivionem.

wtorek, listopada 02, 2010

boo freakin' hoo!

mono i mono to nie stereo, gdy czas jest inny.


subiektywizm dobija mądre, aczkolwiek choć trochę zamknięte umysły, bo kto potrafi obiektywnie spojrzeć na sytuację własnymi oczami? z kolei prawdą jest nawet kłamstwo, co oddaje ludzkości kolejny wymiar sprawiedliwości i pewnego rodzaju alibi, które zbyt świadomie wykorzystane otwiera możliwości zamknięte dla moralności aspektu wszechstronnej władzy. nad dualnością argumentu wspomnianej sprawiedliwości wewnętrznej i jej przyporządkowaniem do spokoju duszy nie rozważa się zbytnio w grupach mało wykształconych, gdyż tam wszystko jest bardziej czarne, bądź bardziej białe. w środowisku pozornie mądrzejszym jest to kwestia uważana za "bardzo" drugorzędną, w wyniku czego pomijana. jednostki samomyślące są w stanie zgłębić temat lecz i tu rodzi się problem. one nie wydadzą wyroku pojedynczo.


chciałbym po raz ostatni powiedzieć "kocham"
i ostatni raz pomyśleć "kocham"
a pamiętać o tym już nie.

ćwicz cierpliwość

czuję się podle, ale nie tak podle, jak czuje się osoba, która dokonała podłości, tylko podłość ją upodliła. jak te wszystkie uczucia są podobne...


znowu mnie rzuciłaś. mimo tego, że nie byliśmy razem - udało Ci się. sztuka dla sztuki cierpliwości się zepsuła, a sens zmarniał do pobladłych wartości ecru i rozmył się w niezliczonych definicjach kolorów w tak perfidny sposób, że tylko pamięć jednej osoby jest w stanie przywołać najprostsze rozwiązanie logiki poprzednich stanów. tylko ta osoba już nie chce pamiętać dlaczego chciała. przećwiczyła, co miała przećwiczyć, a że nie wygrała olimpiady w swojej dyscyplinie, to ją zdyskwalifikowało w oczach złotego medalu. medal czeka sobie sam lub wśród innych medali na półeczce notorycznego zwycięzcy. tak się kończy ta historia.


gdy umiera ktoś bliski - uczucie zostaje
gdy umiera uczucie - człowiek również nie jest wartością
co teraz ćwiczymy?
umieranie.

poniedziałek, listopada 01, 2010

festiwal florystyczny

z dodatkiem rakotwórczych oparów.


znowu koniec z filozofią. tym razem w innym znaczeniu. nie rozumiem, ale już nie zamierzam rozumieć. nie rozumiem sensu tego święta w takim wydaniu, jak teraz w całej Polsce. ale koniec. nie będę nalegał, by mój mózg proponował jakiekolwiek rozwiązania. nie to nie. a jak jakieś się samo zaproponuje, to może akurat będę miał czas, ażeby je przetestować. a może jakiś inny temat, bardziej zajmujący moje życie się przyjemnie napatoczy. i to taki, który będzie miał czas pomyśleć o mnie więcej, niż ja o nim. choć tego akurat chyba nie chcę, bo to byłby zgryz, który rozumiem.


koniec.