wtorek, czerwca 28, 2011

pound the potato

dwie pary dni temu...


w gabinecie kosmetycznym myśli odpływają. padający deszcz nabiera uśmiechu i wiadomo, że słońce świeci, choć go nie widać. w końcu dalej jest jasno, a ciepło.. po prostu się czuje. rzadko zdarza się, by łza szczęścia dała znać, że w każdej chwili może opuścić sidła. rzadko zdarza się, by rzeczywiście zdecydowała się na taki ruch. wszystko jest takie delikatne, bez ostrych krawędzi, choć również bez gąbki na rogach.


ona nie jest metafizyczna w pojęciu klasycznym, lecz rozumianym przeze mnie, bo tymbark mi coś wczoraj napisał.

intencje świadome i nie

jeśli liczą się czyny, a nie słowa, to dlaczego pióro jest mocniejsze niż miecz?


o rozróżnianiu stanów pisałem już niejednokrotnie. i może rzeczywiście nie da się prześledzić wstecz całości prowadzących do danych sytuacji motywów działań, ale może nie trzeba? może po prostu należy podziękować "sile", w którą się wierzy i cieszyć się chwilą? hmm.. może. tak, czy owak będę sobie dopowiadał historię będąc prawie przekonanym o poprawności rozszyfrowania odpowiedzi na pytanie "jak do tego doprowadziliśmy?". bo to nie była tylko moja zasługa:) a.. coś w niej jest. tak piszę.. słuchając sobie łagodnych klawiszy pana Pasterza, które jednoznacznie się z nią kojarzą. pozytywnie. i coraz lepiej ją pamiętam. nie wiedziałem, że takie dziewczyny istnieją. dalej nie wiem, czy w liczbie mnogiej, ale jakoś nie jest mi ta informacja potrzebna. pióro jest mocniejsze, niż miecz, ale - paradoksalnie - na odwrót też, bo gdy nas coś rani, to cała reszta ma o niebo, a właściwie piekło, mniejsze znaczenie. czy jest to czyjeś słowo, czy działanie, czy brak reakcji, zawsze najbardziej liczy się to, na co zwracamy, bądź chcemy zwrócić uwagę. a przysłowia wymyśla się tak, by pasowały. i mądrze brzmiały. najlepiej się je pamięta z odległości kilku, kilkunastu centymetrów. a jak zamknę oczy to właśnie w takiej odległości jest ona. więc często zamykam oczy... ;)


learning to walk again.

czwartek, maja 26, 2011

cool side of my pillow

twist and turn.


jak to dziwnie w życiu bywa, że nagle sytuacja się potrafi odwrócić. znalazłem swoje miejsce, którego mi brakowało od dłuższego czasu. szum strumyczka, zieleń, świergot, a to wszystko nie są skojarzenia, tylko odczucia. idealnie, co prawda, nie jest, ale wystarczająco odludnie, by nazwać je moim. a gdyby tu zbudować dom? ciekawa koncepcja, której jednak flow zapewne nie zostanie podtrzymany z naturalnych, póki co, powodów. i nie chodzi tu nawet o moje marzenia o australii, które przez ostatnie dwa lata straciły na sile, choćbym nie wiem ile o nich mówił. taki już jestem.. zarzekam się, że kolejnym razem nie będę poświęcał marzeń dla kogoś, a i tak kończy się w ten sam sposób. marzenie jeszcze we mnie nie zdechło, ale na razie muszę skończyć jedno, by stać się wolnym człowiekiem i móc wprowadzać zmiany, na jakie tylko będę miał ochotę. w pewnym sensie stanę się więc młodszym o obowiązki człowiekiem. nigdy nie mów nigdy... bo w tych czasach nie tylko przyszłość jest niepewna, ale i przeszłość występuje jako niewiadoma, a bez przeszłości jesteś nikim w teraźniejszym świecie. i się zastanawiam, czy w przyszłości nie zrobić hasła, które strzegłoby mojej przeszłości w czasie teraźniejszym. dywagacje na temat sensu tego pomysłu zostawię na inną noc, bo teraz się zastanawiam nad publikacją wiersza...


hot spot bez internetu. ...tylko te rejestracje, którym brakuje fikcji...

pot helps

Pytanie z ankiety zachęciło mnie do uśmiechu:)
11. Co Pan(i) sądzi o odkładaniu zadań do wykonania na potem?


Mikołaj miał kiedyś w worze
wiersz, co odpowiedzieć może.
Gdy zrobisz później zadanie,
widzisz jak się zbliża lanie.
Jest więc większa motywacja
choć ze stresu jest kolacja,
cała nocka nieprzespana,
humor jest do duszy z rana,
nic nie klei się w Twej głowie
czy już wiesz, co Ci odpowiem?
Nie jest dobrze tak odkładać,
z tego trzeba się spowiadać.
Denerwujesz się na ludzi,
więcej rzeczy Ciebie trudzi,
w złym humorze jesteś cały,
jak skarpetki i sandały
łączysz fakty tak wzorowo
i na drodze jesteś krową.
Nie należy więc odkładać
i pytanie sobie zadać:
"czy ja chcę być lepszym człekiem,
by życie płynęło mlekiem,
miodem i świecącym złotem?"
Nie odkładaj więc na potem!


:)

środa, maja 25, 2011

może spacer?

mam dla Ciebie blues.


gdy popatrzysz na zegarek i liczba wyznaczająca godzinę będzie równała się liczbie minut po tej godzinie, to znaczy, że ktoś o Tobie myśli. tak mi ktoś kiedyś powiedział. a teraz i Ty to wiesz. i spostrzegając taką godzinę, pomyślisz sobie o mnie:) (bo taka sytuacja będzie Ci się ze mną kojarzyła) a potem o kimś, u kogo w głowie chciał(a)byś swoje myśli. będzie to spokojne uczucie.


destruct your self-destruction.

wtorek, maja 24, 2011

hospital privacy curtain

czy już nie ma innych pekaesów, niż kierujących swe rowkowane opony w stronę Cieszyna?


lubię, gdy notatnik ma gumkę broniącą od otworzenia się na świat. mój ma. jest zamknięty, gdy tego chcę. szkoda, że ludzie, na których mi zależy, bądź kiedyś zależało, też nie potrafią przeczytać tych notatek. "have it your way", jak brzmi hasło burger kinga. jeszcze mc, kfc, northfish, pizza hut i mamy cały tydzień. całe to jedzenie ma sens. nie jest zdrowe, ale pokazuje sposoby działania mechanizmów ludzkich. czasami czuję się, jakby ktoś mnie podsłuchiwał za kotarą i słysząc maksymalnie sześć na dziesięć słów.. i to niewyraźnie.. próbował poskładać moje myśli i odczucia z pozostałych czterech. brawo za próbę - chęci też się ceni w moim świecie, bo niewiele osób je ma. tylko proszę nie oceniać czegoś, czego nie jest się pewnym. dlatego odwagi wymaga bezpośrednie pytanie, które można odrzucić, a wiadomo, że odrzucenia w przeróżnych sytuacjach się obawiamy jako ludzie. a po bezpośrednim pytaniu można bezpośrednio odpowiedzieć i.. porozmawiać. rozmowę lubię.


jeśli ktoś odpowiada sarkastycznie, może nie znaczy to "nie", a "nie chcę odpowiedzieć, bo.. aa! nieważne!"

hop hop

kto nie skacze, ten.. jest sam. bo wszyscy skaczą w stadzie.


gdy chcesz przejść przez ulicę, wyczekujesz na dziurę ruchu zmotoryzowanego. kilka sekund wprzód patrzysz i przygotowujesz się na ten manewr. tą psychoaktywną zdolność jasnowidzenia możesz wykorzystać również w innych sytuacjach życia, a stanie się lepsze.


...a jednak. przechodząc obok kościoła przeżegnałem się.

dwa jeże

challenge what the future holds.


dawno nie jechałem autobusem. przez jego szyby świat nabiera innych barw. nie.. nie barwy się zmieniają, a odcienie. zamknij oko, a zobaczysz różnicę w stosunku do drugiego. szare staje się czarnym, a czarne szarym. drobna zmiana, niezauważalna dla niewtajemniczonych określa inną przestrzeń niż ta, którą widzi ktoś obok akurat dziś bardziej prawym okiem. a jeśli obok nikogo nie ma - punkt widzenia się oddala, rysy twarzy zanikają.


future rose.

poniedziałek, maja 23, 2011

origami napkin swan

that's the headline.


czy moje słowa są jak mgła, w której się kryję? a może raczej w zadymieniu całej codzienności są to wskazówki mnie określające? pozostawiam.


gdy zaczyna ci się wydawać, że czekanie to wielka strata czasu - sukces czai się tuż za rogiem.

niedziela, maja 22, 2011

offer of parle

beware of your power, beware of your sight
to make you feel hurt everyone might


koniec świata nie nastąpił. w pewnym sensie szkoda.. bo przyprowadziłby niewymowną ulgę dla wielu utrapieniem skażonych dusz i konającym bólem ciał. oczywiście.. wielu utraciłoby swoje szczęście.. lecz czymże jest ziemska radość w obliczu cierpienia współtowarzyszy świata, kontynentu, kraju, miasta, czy nie zawsze domowego nie zawsze zacisza? prawda? może lepiej nie znać daty personalnego końca i dać się zaślepić szczęściu?


a minute on the lips, a lifetime on the hips. better than on the...

sobota, maja 21, 2011

szczepionki - jeśli chcesz

to paraphrase: it's better to have loved and lost than to stay home every night and download increasingly shameful pornography.


Bóg stworzył owcę, ale stworzył też tygrysa, który tę owcę... chodzi o to, że nie ma życia bez śmierci. flashpoint. substytuty nie działają, gdy sobie uświadomisz, że tak na nie należy wołać. po imieniu. przy szybkim działaniu z reguły pomija się ważne dla przyszłości ogóły, bo trudno pojąć wszystko tak szybko, jak wymagało by tego działanie. jeśli kiedyś w powietrzu dostaniesz stery helikoptera do ręki, ot tak, okaże się, że Twoje skupienie będzie górowało nad emocjami, na które przyjdzie czas później. i prędko się nie uwolnisz od tych kajdan, a co ważniejsze - nie będziesz miał takiej chęci. natomiast tam, w górze, nie będziesz chciał wykonywać szybkich ruchów bez wiedzy o reakcji na Twoje działania. nauka latania jest spokojna i trzeba być cierpliwym w trakcie jej uskuteczniania. w takich momentach czuje się na alabastrowej skórze gęsią skórkę odpowiedzialności. więc dlaczego mało kto ją czuje w sytuacjach, które świadczą o różnicy między życiem, a jego wspomnianym substytutem?


the differenece between eating and dining - origami napkin swan.

douchebag

3 w 1, gdzie 2 jest powrotem powolnym w stronę dawnych skrótów zwanych czasami własnym stylem, a innym razem ukierunkowaną przemocą.


wiecie.. wjechałem dzisiaj pod prąd w ulicę w centrum.. i najgorsze, że ją znam, rano jechałem nią w stronę prawidłową. i nie jest to żadna metaforyczna gra słowonietwórcza, zadowalająca zboczeńców i seksualnych predatorów. dosłownie.. wnioski.. każdy własne. tzn zatrzymałem się od razu.. po pięciu metrach.. i co teraz? zawróciłem i pojechałem dalej. skręciłem w kolejną ulicę i dotarłem do celu pośredniego, bo tak można nazwać mieszkanie, w którym przebywam. jeśli ktoś w moich słowach będzie chciał zobaczyć chorobę psychiczną - zobaczy ją. jeśli natomiast zobaczy coś pozytywnego, nie myśląc o tym, co chce przyjąć do siebie, jest to osoba o wspaniałym wnętrzu. reszta epitetów jest zbędna, gdy dusza prawdy broni się sama.


trochę chory jestem.

piątek, maja 20, 2011

the most absolutely perfect spider web

what really grinds my gears.


chciało mi się rzy... jeszcze się powstrzymuję, bo wiem, kto to przeczyta. teraz już pewno przestanie czytać.. albo za chwilę. bo i po co? nie chcę być chamski.. nie.. a zawiodłem się na kimś jeszcze, kogo uważałem za.. w sumie teraz nic nie jest ważne.


the most absolutely perfectly destroyed spider web. where's the spider?

hipoksja

chyba nie powinienem pisać jednak. a i tak napiszę... jak zawsze.


smutno mi. wczoraj przewidziałem, że dzisiaj to nastąpi, a mimo tego przyszło jakoś nieoczekiwanie po całym dniu aż nienaturalnego uśmiechu. na szczęście już nie czuję tych emocji, których nie potrafiłem określić. teraz mnie trochę mdli anemicznie. dziwne toto wszystko jest. ale.. co tam o mnie.. czy to typ wysokościowy, czy hipoksemiczny, ważny jest efekt. a efektem nie jest samo w sobie niedotlenienie, a coś, co wykracza poza kanony wypluwające niecelnie swe ciężkie kamienne kule w moim kierunku. żeby przestraszyć? podobno strach jest czynnikiem przyciągającym to wszystko, czego się boimy. mam ochotę się z tym nie zgodzić. nie w takiej postaci. strach powoduje uświadomienie ryzyka, a co tym zrobimy, to już od nas zależy. można się przygotować.. nie czekać w lśniącej zbroi na coś, co widać daleko i na coś, co często bez dodatkowej siły się nie poruszy, ale wiedzieć, jak reagować w razie potrzeby. strach wyzwala reakcje i motywuje do działania.. bardzo łatwo pomylić go z lękiem, który swą irracjonalną postacią zakorzenia się swymi hakami w psychice, by wespół ze strachem obalić człowieka od środka. w różnych źródłach Bóg objawia się znacznie częściej z pojęciem lęku, bądź jego braku, niż ze słowem "strach". może właśnie dlatego, gdyż sam lęk w Jego kierunku jest irracjonalny.. grząski teren.. a że mój czas jest podobnie do mnie ograniczony, szczęśliwie kończę.


reball.

czwartek, maja 19, 2011

fortune, fame, hollywood hills

otrzymałem komentarz, otrzymałem odpowiedź.


zadowolenie miesza się ze smutkiem. pozytywnie:) bo już wiem - znam odpowiedzi najbardziej prawdopodobne. problemem było moje zachowanie. układanka teraz pasuje i nie ma w niej nadmiarowych puzzli, o które rozchodził się cały nastrój. mam wady.. i to mocne.. nie będę ich wymieniał, bo się ich wstydzę. ale najważniejsze, że ona jest taka, jaką ją widziałem. już bez tajemnic idę w przyszłość. wierszyk? a niech będzie:
euforia radości
dotyka już mdłości.
choć płacz jest wskazany,
głód wiedzy pojmany
wszechpokój naprawił,
z opresji wybawił:)


i niech mi ktoś spróbuje powiedzieć, że cel nie został osiągnięty! :) jutro pewnie nie będę tak zadowolony z moich wad i wszystkich śladów, które po sobie zostawiły. póki co - spać?

środa, maja 18, 2011

we all will be encounted

and here i thought it was too late for sundresses...


gdy rzymski bóg ognia o imieniu "tego, którego nie da się wymówić" wyzionął swoje gigatony dwutlenku węgla, psując wszelkie obliczenia zielonym stworkom grasującym po jeszcze niebieskiej planecie, stało się jasne, że ciemność może oświecić. natura w swym człowieczeństwie unieruchomiła swoich podopiecznych, dla których sama żyje. niby każdy się nauczył, że nieokiełznanie może pojawić się w każdym momencie, a po roku kto o tym pamięta? teraz jest spokój i nikt nie przejmuje się możliwością kolejnego zaciemnienia umysłów, bo jest wysoce nieprawdopodobnym, by w tak krótkim okresie stało się dokładnie to samo w dokładnie tym samym miejscu. może się stanie, ale nie u nas. bo przecież jest tyle innych miejsc.. a ponad 3 tysiące ludzi uratował jeden burmistrz, upór jednostki w trakcie tsunami. tylko należy dodać, iż ratował ich przez 40 lat swojego panowania. taka historyjka do poszperania... ale japończyki mają wyjątkowy dar do przyswajania nauk. a Ty? i skąd te pomysły o moim braku neutralności emocjonalnej? z tym wszystkim to i tak jestem nieziemsko spokojny.


dom jest w sercu. nigdzie indziej. w czyim?

contradiction walk

dziś się pochwalę bardziej bezpośrednio. mógłbym spisać to w list i wysłać, ale limit głupot na ten dzień został wyczerpany.


jedynym bagażem, który możesz wnieść na pokład miłości, jest wszystko to, czego nie możesz zostawić za sobą. nie są to moje słowa, tak mądry nie jestem. w końcu nie dalej jak dzisiaj zrobiłem kolejną głupotę. nie lubię nie rozumieć i o tym już nieraz wspominałem. krótkie zdania.. krótkie myśli. chciałbym się nauczyć nawet na swoich błędach. niestety ludzie, których kochamy/kochaliśmy, nie zawsze chcą się podzielić z nami.. dobra.... jeden człowiek i ze mną, a nie z nami. rozumiem brak uczucia. tym się zazwyczaj nie steruje świadomie. ale skąd nienawiść? bo gdzieś swe źródło musi mieć. chciałbym je znać. byłem w stanie ustabilizować przyjaźń z koleżanką (da się), byłem w stanie ustabilizować coś w rodzaju przyjaźni z ex-dziewczyną (również się da). cenię sobie niezmiernie ich towarzystwo i spojrzenie na świat. obie mają inne, co daje moim falom mózgowym niezłe pole do popisu, a uwielbiam takie skrzyżowania wzroku i różnicę zaczepu kamery wewnątrzczaszkowej. im więcej tym lepiej. i jest to pośredni powód, dla którego chciałbym znać wspomniane źródło nienawiści, które definiuje moje wkurzające ruchy, cechy, czy słowa. dopuszczam możliwość własnego niedorobienia, które najwidoczniej jest tak dalece posunięte, że nie mogę go znaleźć. i jedyna osoba, która może mi pomóc, jest tak bardzo sfrustrowana tym czymś, co tkwi w tej kolebce nienawiści, że nie chce się do mnie odezwać. jeśli ktoś to przeczyta, może to potraktować, jako moje przyznanie się do winy i powinien od razu zadzwonić na 997, by zgłosić popełnienie zbrodni tak ohydnej, że sam osama słysząc o niej, popełniłby samobójstwo. gdyby go komandosi nie zabili. ja się przyznam. nie wiem do czego, ale się przyznam dla dobra ludzkości, a co najmniej mojej potencjalnej przyszłej partnerki. nie chcę nikogo więcej ranić. a czuję się tak, jakbym tak zraził do siebie, że.. patrz kilka linii wcześniej - tekst o osamie. minął prawie rok, więc myślałem, że już jest wszystko jedno. okazuje się, że nie, co znaczy, że się zahaczyłem w pamięci emocjonalnej na tyle mocno, że wytargałem całkiem niezłą ranę w momencie wyciągania mnie z tamtego miejsca. przepraszam. i nie jest to ironia. przepraszam z całego serca w tej chwili czarnie zamkniętego na kogokolwiek. moje pytania, które można skrócić do jednego, a na resztę logiczne powiązania znaleźć w przeciągu wiatru sekund.. one zostają otwarte. jeśli ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, to może mi podrzucić swoją próbę arkuszy odpowiedzi otwartych. plus.. nie lubię jeszcze sformułowania "układanie własnego życia". na nowo, czy nie na nowo.. życie układa się nieprzewidywalnie już od kilku dni wprzód. przynajmniej dla mnie. życie nigdy nie jest do końca ułożone. każda chwila jest bez końca, gdy się patrzy w promień słońca. każda radość, każde tchnienie jest tu po to, by Cię przenieść. w przyszłość. i tworzyć ją, zmieniać. nie można mieć swojego życia, bo jest ono w rękach i umysłach wielu ludzi. czy gdyby w jeden dzień wszyscy się zmówili i postanowili nie zwracać na Ciebie uwagi, to wtedy to życie byłoby idealnie Twoje, czy może czuł(a)byś się jakby bez życia? zamknij oczy i odpowiedz sobie na pytanie: czy pamiętasz pierwsze tego akapitu zdanie?


tak - znów egoistycznie postępuję, bo chcę wiedzieć, co jest ze mną nie tak. tylko czy przygotowując się do przyszłego bycia lepszym człowiekiem, to jest istotnie egoistyczne posunięcie? dalej - tak. raz ten przez jakiś czas będzie można komentować poniżej..

wtorek, maja 17, 2011

erotic novel

already f*cked up. who wants to f*ck me a lil bit more?


jak słowa "kochać" i "pieprzyć" zostały synonimami w zbyt dużej ilości polskich i, odpowiednio, niepolskich domów? choroba definiowania słowotwórstwa i gimnazjopodobne klimaty sprawiły, że pojęcia zyskują i tracą. punktem widzenia są czyjeś oczy, ale nie tylko od nich zależy definicja, bo jest ona również skierowana w czyjeś uszy. relacja tych dwóch osób ma znaczenie, ale odbiór drugiej osoby ma wpływ decydujący. tyle. szczerze... nie chce mi się więcej pisać po wspomniany wczoraj jeden z tematów przybrał na sile i nie jest już mile wspominać w mogile. to tylko rym, a tak serio - nie wiem, jak daję znać o swoich odczuciach, nie używając słów o nich choćby w najmniejszy sposób wspominających. mam jedno wytłumaczenie, które jest mi na rękę, a którego nie umiem wykorzystać i jestem przekonany, że jest nieprawdziwe. tego mnie nauczyła historia. 8C Competizione... to jest jedna z moich miłości. wersja topless w perłowej bieli wymiata jeszcze bardziej okruchy brudów z mego organizmu. jednak posiadając ją wiem, że szczęście na pokaz daje tylko ludziom powód do zawiści. chciałbym mieć ją i szczęście w środku, i nie tyle dla mnie, co dla niej, bo ona sama się przecież nie poprowadzi. nie mogę być hipokrytą, bo nieprostość sytuacji sprawia, że rady, które same wchodzą do łba, są nieżyciowe i jednocześnie przez życie i świat powtarzane. to, jak postępować. postępować jakkolwiek w takiej sytuacji braku logicznych pomysłów? logika jest nieodzowna i w wielu głowach nie uwzględnia uczuć, choć powinna. właśnie.. powinna.. przecież podejmując decyzję nie można polegać albo na sercu, albo na mózgu. czyż nie fajnie by było móc sobie wypunktować warunki zarówno logiczne w umyśle, jak i logiczne w sercu? co nas przed tym broni? chyba jedynie ograniczenie wyobraźni... umysł dziecka poradziłby sobie z takim zadaniem, bo wartościuje konkretne argumenty. a może właśnie za dużo zmiennych i niewiadomych wprowadzamy do równań? a może te najważniejsze sprawy przybliżamy zbyt pochopnie definiując warunek stopu? może do ważniejszych kropek redagujących kształt linii powinniśmy się bardziej przyłożyć przy określaniu ich współrzędnych? może. a wszystko to o, sami wiecie co, roztrzaść, bo jedna osoba sama dwóch nie zadowoli. a jak druga jest zadowolona, to po ptokach. tak? nie? wtf??


koncert koncertem, a moja własna tylko odrobinę egoistyczna popieprzoność kocha brak pojednania z samą sobą.

poniedziałek, maja 16, 2011

palma pierwszeństwa

gdzieś jest ten dzień, dziś jest ta noc, kiedy na głowę założę koc.


piszę, czytam i oddycham. robię wszystko to, czego inni chcą mi zabronić. wiesz, jak to jest, gdy chcesz coś powiedzieć, a nie możesz, bo inna - zazwyczaj przytłaczająco niechciana - myśl orbituje wokół powietrzem tłumionych płuc? mhm.. to teraz mam dwa takie motywy i jeden przebija kuszą drugiego, a drugi kusi myślą pierwszego. śmierć ciała i śmierć duszy. fatalistyczne (to słówko się ostatnio przyczepiło do mnie) jakieś takie, a żadna z nich nie pytała mnie o zdanie, czy się decydować na nie. w tej chwili tylko chwilowo może zawładnąć mną sprawa mocno wyzwalająca emocjonalne negatywy. ja, ja, ja. egoistycznie. a co? mam obgadywać innych? obgadując innych również piszę o sobie. a pisząc o niczym, to już zupełnie ego-podejście. moje podejście. moje nieprzemyślane. moje nieskasowane kruczoczarnym jak smoła backspace'em. może być coś w ogóle kruczoczarne jak smoła? oprócz kruka w smole, bo takie obrazki nie są miłe nawet przy całym braku sympatii dla kruków.


dziś widać/czytać, jak długo nie pisałem. zakąski myśli tuczą się sobą wzajemnie. zjadają się od tyłu pozbawiając końca i rozlewają tłuszcz swych mord. trzeba będzie go spalić. a może zapalić....

niedziela, maja 15, 2011

i jeszcze po M.

ciągle leży, ciągle kwiczy,
to, co ważne, wciąż się liczy.
kiedy umrze w zwojach dziczy,
nie zachwyci liczba zniczy.

ciągle leżąc w mrocznej niszy
ten, co nagle spełzł z afiszy,
jak niepamięć szarej kliszy,
czego pragnie? więcej ciszy...

milk of amnesia

druga strona historii, lustra, medalu, księżyca. w tej kolejności.


rozkmina czegoś, co celowo jest big mac'iem zespojonym z półlosowych słów, nie ma sensu. a jak ktoś uwierzył, że go znalazł, to zaufał wyimaginowanemu obłąkaniu. nigdy nie będzie pewności, czy pozory braku sensu są nimi w istocie, czy wnętrze ujawnia się po trochu odsłaniając rąbek logicznej przenikliwości. a dostrzec go trudno, nawet jeśli wiesz, gdzie kopać. nieliczni są w stanie i bardzo mi to pasuje. tym bardziej strata takiej osoby boli. przykłady? "pieprzenie filozofii", "zaplątana ta torebka", "może masaż?", "tureckie pojednanie". zrozumiesz to tak, jak Ci pasuje. czasami - i tego jeszcze do samiuśkiego końca nie zbadałem, choć niewiele mi brakuje - dopasowanie ujawnia tak negatywne emocje, że stają się one na tyle charakterystyczne dla Ciebie, że w celu wytłumaczenia ich komuś, kto stoi obok, należałoby użyć zbyt wielu słów. i nikt inny tak pomyśleć nie ma prawa, bo nie istnieją istoty z tak wybujałą wyobraźnią, która w ciągu niecałej sekundy jest w stanie powiązać miliony informacji jej niedotyczących. jeśli konkretne słowa nie są powiązane z konkretnymi, szeroko rozumianymi sytuacjami mocniej, niż idealnie chrupiący croissant z francuskim śniadaniem, puzzle będą niczym niepoukładana sterta potarganych kartonów, czyli cała "wiedza" zdobyta w szkole od szóstego, bądź siódmego roku życia. chrzest polski, grunwald, druga wojna światowa, a może po drodze morze potopu.


następne: motyw śmierci motywem życia. znam pytanie na odpowiedź "dlaczego?".

wtorek, kwietnia 05, 2011

he sometimes needs a hoop

uczestnictwo w średnio - i nie tylko - wiecznych bitwach musiało być niezłym przeżyciem. tzn. dla tych, co przeżyli. bo dla reszty raczej średnio...


chciałbym pisać dźwiękiem. czasem jednym, powtarzającym się beznamiętnie co pół sekundy, a czasem kilkoma również mniej skomplikowanymi. z jednej strony bardzo oddawałyby nastrój, a z drugiej równoważyły stopień zagmatwania umysłu. najbliższym mej imaginacji narzędziem do prób na nutach byłby czarny instrument klawiszowy, albo gitara bez elektryki. średnie, nie za niskie i niezbyt wysokie tony, które rozbrzmiewają kojarzone ze smutkiem, byłyby w moim żywiole uderzane z delikatnym wyczuciem, zmieniając naturalną zwykłość muzyki pop w coś, czego większość nie chce rozumieć już na poziomie podświadomości. całkiem słuszne działania mózgu, którym osobiście chciałbym się poddać, niestety same skapitulowały obnażając to, czego nie widać na pierwszy rzut oka, zmuszając do dziecinnego zadawania coraz większej ilości pytań prowadzących do wybrukowanych wrót. najśmieszniejsze jest odpowiadanie na własne pytania. pytania dzieci nie są wcale głupie. są proste, a starsi tej prostoty od dzieci mogliby się nauczyć. gdyby tylko chcieli.. ale to by było zbyt dziecinne, nieprawdaż?


nigdzie nie idę. wiesz gdzie mnie szukać. nie znikam, a jedynie dziś idę spać. decyzję podejmujesz w przekonaniu o swojej autorytatywności, prawda?

piątek, marca 11, 2011

beck

razem z najpopularniejszym słowem.


trudno patrzyć na sytuację, w której ktoś sobie marnuje życie, będąc jednocześnie przekonanym, że tego nie robi. z drugiej strony trudno zdefiniować marnowanie życia. to tak jakby wypad na rollercoaster'a traktować jako marnowanie pieniędzy. życie jest życiem, więc należy je przeżywać tak, jak się uważa za stosowne. patrząc z boku na czyjeś działania, z łatwością można dostrzec ich odległy koniec z możliwymi efektami. i smutno się robi, gdy któryś z bliskich ostatniemu, nieuchronnemu punktowi jest momentem zwrotnym w pojmowaniu szczęścia, co prowadzi do wniosków o jego braku. z drugiej strony jest zadowolenie z tymczasowego, teraźniejszego szczęścia tej osoby. a to tworzy co najmniej dziwne połączenie, na które reakcja jest nieprzewidywalnie dusząca.


szczęściem też można się zadławić, czego nikomu nie życzę.

management

woda jest ciepła, ale i tak dreszcze przelatują po moim ciele...


minęła doba i to, co jest już historią, zweryfikowało wczorajsze, pełne miłości, spojrzenie. gdy miłość nie ma ujścia, przeobraża się w smutek. nie zawsze śmierć jest nie fair, a teraz nie mam innego wyjaśnienia. jeszcze gorzej mi, gdy pomyślę, że ten temat powinienem zostawić na czas, w którym nie będę w stanie pisać.


miałem na myśli "kiedyś", a się okazało, że "teraz" też.. wystarczy by sytuacja była ważna dla bliskiej osoby. wtedy wszystko jest bardziej realne.

czwartek, marca 10, 2011

klejnot

jest coś, co do mnie wraca po długim czasie. właściwie to nie była nieobecność, ale to coś znów się uwidacznia, bo się po prostu schowało za potylicą, gdzie trudno cokolwiek dojrzeć...


dzieci mają fajnie, bo - zakładając wiele pozytywnych czynników środowiskowych - jedynym ich zmartwieniem jest śmiech innych dzieci z powodów, których same nie rozumieją, a które dorosłym sprawiają przyjemność obserwacji nauki rozumienia zachowania uczuć dziecka. kiedyś niechcący uwierzyłem katechetce, która powiedziała, iż już kilkunastoletnie dzieci nie są w stanie zrozumieć na własnej skórze uczucia miłości do "drugiej połówki". mogła mi przecież wytłumaczyć, że są w stanie, i że potrafią kochać, tylko jest to w tak młodym wieku niewychowujące, bo potem narastają przeciwności losu, tak zwane problemy różnych natur, tych wyimaginowanych i tych odrobinę bardziej realnych. to nie znaczy, że wcześniej tej prawdziwej miłości nie ma, tylko dopiero w trakcie i po tych wszystkich perypetiach losu jest bardziej widoczna, a coś słabszego ma szansę przetrwać dzięki tylko niedorozwojowi kory przedczołowej, podwzgórza i pnia mózgu. ciało migdałowate również musi być niedomagające ze względu na upośledzenie naturalnych instynktów obronnych. to wszystko nie daje negatywnych efektów, gdyż niezmiernie wysokie jest prawdopodobieństwo związania się dwojga ludzi o tych samych, niedokuczliwych dla nich samych, przypadłościach. niestety nawet nie można powiedzieć jednoznacznie "niestety", gdyż te całkiem zwierzęce instynkty działają na korzyść rozwoju teraźniejszego. a gdyby i wszystkie dzieci zostały wychowane bez wiedzy o emocjach i bez doświadczenia uczuć - ogólne decyzje dla ludzkości byłyby trafniejsze. jednak miło jest zobaczyć kilkuletnią dziewczynkę nieśmiele spoglądającą na kilkuletniego chłopca, który bardziej pewny siebie uśmiecha się do niej, jeszcze do końca nie wiedząc, co to oznacza, a jednocześnie domyślając się, że tak powinno być, jeśli miło mu się robi na myśl o możliwości spodobania się tej przemiłej dla niego koleżanki.


jest wiele miejsc, w których może się schować. ciekawe, dlaczego akurat potylica.. najwygodniejsza nie jest...

czwartek, lutego 24, 2011

bragging rights

there's no wedding where you're heading. szczerze? miałem nie pisać przez jakiś czas, bo płytko się zrobiło. za dużo tłumaczenia.


decyzje. trzeba je podejmować. niektóre ranią innych bardziej, niż to się może wydawać. niektóre ranią, choć nikomu, nawet ofierze, się nie wydaje, że tak jest. w momencie, gdy kogoś uważa się za przyjaciela... lub prawie przyjaciela, bo są wątpliwości... jakoś naiwnie dalej można liczyć na to, że się w końcu pozbędzie tego "prawie" i się poprawi. guess what! nie poprawi się. ludzie się aż tak nie zmieniają. ludzie się uczą, ale zmiana musi być pożądana, a nie wymuszona, czy naumiana, jak mówiła moja nauczycielka polskiego, która myślała, że zostanę prawnikiem. zmiana następuje w momencie podjęcia decyzji i trzeba wiedzieć, że jest przez pewien nieokreślony okres niewidoczna, bądź też widok jej jest mylący. ciało podąży za umysłem, lecz zawsze z wszechobecnym opóźnieniem, które między innymi jest kluczowe w rozpoznaniu pozornych niediametralności dwóch zasadniczych przypadków. chęć podjęcia konkretnej decyzji przez własną osobę nie jest równoznaczna z jej podjęciem, a bardzo często z tym drastycznie mylona, co owocuje tonami nieświeżości między postaciami zainteresowanymi. poczekam, zobaczę, może jej nie znam jednak, co by się okazało w żaden sposób nielogicznym. decyzje muszą zostać podjęte. chyba nie mam tak twardych cojones, by zranić... choć ostatnio pewna zmiana do mnie dotarła.. ale to innym razem.


zobaczyłem ją za monitorem. na początku nie wystarczyło zgaszenie światła. myślałem o tym może 15 sekund, po czym zapomniałem, bawiąc swe oczy co chwilę powtarzającym się efektownym rozbryzgiem mózgu.

wtorek, lutego 22, 2011

eye f***

check yourself before you wreck yourself.


jestem zaodowolony. nie tak normalnie, bardziej smutno... teraz akurat brakuje mi kogoś obok. nie jakoś zbyt blisko, ale nie zbyt daleko. wszystko... prawie wszystko, a jak wiemy ta jedna zmiana daje nieograniczone możliwości, gdy nie ma dodatkowych uściśleń.... więc prawie wszystko jest względne. mówię "pies", a Ty myślisz o labradorze. tymczasem w głowie miałem pudla. małego, białego, z takimi śmiesznymi wstążkami w kolorze, który pasowałby do nieletniego, azjatyckiego obiektu pożądania internetowych świrów. czyli? ...smutek wkroczył w kanwę tworzącą postawę, jak wiele innych skomplikowanych wyrazów. tylko czy zostałbym nazwany smutnym przez pierwszą osobę, która by mnie zobaczyła? część mnie jest tam w środku radosna. nie mam pojęcia dlaczego. może dlatego, że zauważam to całe dobro, które się dzieje obok - w odległości, która pasuje do moich oczekiwań. nawet pojęcie, że trzeba się cieszyć z tych "little things", ma co najmniej kilka znaczeń. nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, ale tak mi podpowiada pamięć, na której polegam... bo jaki mam wybór?


nocą samochody muszą wyglądać bajecznie z nieba. jakby wszystkim ludziom dać latarki.. to by było "coś" nie tylko dla duracella.

poniedziałek, lutego 21, 2011

footwork

dwustop(ni)owy.


psycha rozdziera już rozdzielone,
serce nadaje zaś innym tonem,
mózg się przebija wcale nie żwawo,
ciało się inną bawi zabawą.
wszystko jest razem - wszystko z osobna.
twoja i jego twarz niepodobna
do tych dziecięcych i bez kompleksów,
gdy pióra setki stawiały kleksów.
gdzie się podziała nasza niewinność,
naiwność zwana wtedy "uczynność"?
tylko na zewnątrz beztroskie oczy
ślepo ufały, gdy demon kroczył,
świadome zła od złości dalekiej,
lubiąc wszystko w miłości kalekiej.


chciałbym zadać teraz jakieś mądre pytanie.

niedziela, lutego 20, 2011

stek wulgaryzmów

średnio dopieczony, a jednak zachęcający duszę do ponownego spróbowania.


kolejne zdanie będzie się przewijało jeszcze w przyszłości, bo ma swoją kontynuację. mam w głowie obraz najwspanialszy z wyboru, jaki przede mną został postawiony. chciałbym umieć opisać tańczący na lekkim wietrze śnieg. płatki śniegu. wierszem? jakoś myśl o tym dodaje bezuczuciowości do wilgotnienia oczu. wszystko to pasuje do nastroju tysięcy słów przeze mnie przeczytanych ostatnimi czasy, choć nie wiem, czy takie właśnie odczucie było zamierzonym efektem autora. ciekawi mnie, kim w tej książce mógłbym być. chciałbym wiedzieć, jakie cechy przechyliłyby szalę wielostronnej wagi w kierunku której osoby. dobrej, złej, naiwnej, pobocznej lub półzłej. sam nie jestem w stanie obiektywnie odpowiedzieć na to pytanie, a wszyscy, którzy mogą, pojechali sobie. albo ja pojechałem. czyli kwestia zakończona, co daje możliwość rozpoczęcia kolejnego bajkowego wątku ze znakiem zapytania. jaka byłaby moja magiczna właściwość, gdybym stał się zimnym? który zmysł z istniejących lub też nie do końca wyimaginowanych byłby tym pomagającym w manipulacji - widniejącą dla większości w oddali - cienką granicą pomiędzy dobrem, złem, a koniecznością? ciekawość, która nie zostanie zaspokojona. a może...


wiele zmysłów się dla mnie liczy. bom zmysłowy:)

sobota, lutego 19, 2011

północ w perfekcyjnym świecie

who's gonna save my soul


chciałbym być zbadany psychiczno-psychologicznie za pomocą tych fikuśnych obrazków, na których można ujrzeć wiele plam. przyniosłoby mi to całkiem dużą dozę adrenaliny z racji niepewności strachu przed zamknięciem na okres badań dążących do wyeliminowania odstępstwa od pełni zdrowia organizmu. swoją drogą, jakby przebadać jednostkowo pewien ogół.. obywateli kraju, miasta, czy pięćdziesięciu najbliższych znajomych... ilu z nich by się nie mieściło w co najmniej jednej normie? jaki musiałby być społeczny ideał i dlaczego nie byłby w żaden sposób pociągający?


going on, run. spoko, rozchodzę to.

poniedziałek, lutego 14, 2011

południe z Gienią

wracam trasą, która obfituje w sci-fi, gdzie fikcja jest rzeczywistością, bo oczywiście oczy w iście oczywisty sposób mglisty...


mam już swoją gienię. trochę ujeżdżana, takie test drive'y, które nic nie znaczą, bez dziwactw, które sam będę z nią wyprawiał. widziałem ją kilka razy wcześniej, chciałem spędzić z nią ostatni weekend, ale dopiero dziś było nasze pierwsze bliższe spotkanie i już wiem, że razem trochę zabawimy. może nawet do końca jej życia. co prawda na razie będziemy widywali się tylko w wybrane weekendy i prawdopodobnie nie będziemy zbytnio przesadzali, jeśli w ogóle, natomiast w kwietniu zacznie się prawdziwa, ostra jazda. wiąże się to z mniejszą ilością czasu na imprezy i.. koleżanki. to dobrze.


będę ją szanował i dbał o nią, a ona mi się odwdzięczy i nigdy mnie nie zawiedzie.

niezdecydowana tajemnica

wiem, że za długich tekstów nie chce się czytać. a jak są bełkotem, to.. z resztą spróbuj poniższego.


na przestrzeni dłuższego czasu kilka osób zapytało mnie, jak to jest, że potrafię być "taki" pewny siebie i od ręki mieć zestaw odpowiedzi wraz z działaniem, gdy dzieje się coś nie tak, jak "powinno". przecież nic nie "powinno" się dziać. sami jesteśmy stwórcami świata poprzez cochwilowe sprawianie cudów istniejących bez cienia wątpliwości... lecz jednocześnie trudno tworzyć coś i liczyć na to, by ani księżyc, ani tym bardziej przejaśniałe słońce nie zostawiały odcieni czerni po drugiej stronie ciągnącej się na odległość zależną od kąta uderzenia, miejmy nadzieję, fotonów. są stadionowe sytuacje, w których uwidacznia się niewidoczność cienia, co nie znaczy, że go nie ma. czyniąc tworzymy. tworząc uruchamiamy maszynę przyczynowo-skutkową i już nie da się zatrzymać wszystkich efektów, bo to tak, jakby próbować zatrzymać poszerzanie pęknięcia zatrzymując odnogę pajączka szybnego. dlatego niezwykle ważny jest brak pochopności wypowiadanych słów. ok, wiem, liczą się czyny, nie słowa. pamiętać jednak należy, że wypowiadanie słów również jest czynem, co nas jednoznacznie prowadzi do tego samego punktu. na te ostatnie zdania chciałbym zwrócić większą uwagę, choć statystycznie i psychologicznie to one będą zapamiętane w najmniejszym stopniu. bo o czym to ja..? można analizować przeszłość, o czym niejednokrotnie na dwa niebezpośrednie, kilka pośrednich i bezpośredni sposób pisałem, a czego większość nie robi. a jak analizować przyszłość, która jeszcze się nie przyśniła? cóż... najbardziej prawdopodobne opcje można sobie świadomie i bezboleśnie wkuć w głowę w czasie pseudowolnym, by odpowiedzi przyszły odruchowo w momentach ich potrzebujących. te wyborne, wcześniej w zakamarkach dopracowane opracowania prędzej, czy później, nie w tej, to w innej sytuacji ujrzą światło dzienne. a co wtedy powstanie od strony odsłonecznej?


przemyślenia przeszłości przemyśleniami przyszłości. i odwrotnie.

niedziela, lutego 13, 2011

motyl

dla jednych serce, dla innych tornado.


dzisiaj nie potrafiłem się skupić. chociaż potrzebowałem tego nastroju, jeśli tak to można nazwać. okazuje się, że festiwal rzeczywiście jest czymś wyrwanym z życia, a nie tylko wygryza 10 dni i niektórym kolejny chory tydzień. tak jakby życie w życiu. sen w życiu. po prostu sen. tylko taki wspólny. wspomnienia, których niektórzy nie dzielą w takiej ilości, jak inni. dobre i złe.. ale takie wyrwane z kontekstu codziennej udręki i równie codziennych radości. czas, w którym możesz wcielić się w inną postać, choć lepiej dla innych, by wybór był zawężony. każdy ruch jest nagrywany, a jeśli nie, to znaczy, że źle wykorzystujesz czas. ja go pamiętam, nie od początku, jakby całość stała się w zupełnie innym czasie. i chętnie bym umieścił tę historię.. wcześniej? później? hmm.. trudno powiedzieć. niezbyt jest kiedy. nie żałuję i gdybym miał to przeżyć jeszcze raz - tej kwestii bym nie zmienił. chciałbym zmienić jedynie początek, który pamiętam. mój wzrok i.. nie.. myśli nie. one były w porządku. nawet zbyt dobre i potulne, choć uwierzyć może tylko kilka osób, bo oczy nie zawsze są zwierciadłem duszy. tylko oddech mnie przerażał. i jak myślisz? co jeszcze bym zmienił? ja wiem. i nie ma w tych słowach smutku, bo odpowiedź jej nie zawiera.


najpierw serce, następnie tornado.

piątek, lutego 11, 2011

trash-talking

rada.. głupio to brzmi.. jakbym był specjalistą życia. to może nazwijmy to kontrastem pomocniczym.


bo czasami lubię się bawić w boga. lubię kończyć zdanie przed zdradzeniem powodów, dla których jakiś kontrast pomocniczy w ogóle wyszedł z moich ust. a może ich być co najmniej kilka. najważniejszym jest ten najtrudniejszy, bo gdy założy się szufladkę w głowie rozmówcy, że działanie ma przynieść efekt, to ta osoba pójdzie za moimi zdaniami, myśląc o tym, że będzie lepiej. a wtedy mózg nie może się uspokoić i skupić na działaniu, co jest stanem skrajnie niepożądanym. a kim ja jestem by decydować, co dla kogoś jest najlepsze? jestem dokładnie tym, którym ktoś chce, bym był. i znów nie do końca...


szkoda, że moje nieretoryczne pytania z ulicy fabrycznej zostały pominięte. choć, jak widać, dla ludzkości całkiem dobrze, jeśli wagonik trafi na/we mnie.

środa, lutego 09, 2011

am I dreaming?

dlaczego nie usuwam zdjęcia? z szacunku. bo nie mam go gdzie dać.


czuję się podobnie do stanu, w którym byłem nie tak dawno temu. póki co poziom rozumowania jest zaszumiony. i spać nie mogę. docieram do wniosków, do których na razie nie chcę dotrzeć, bo przecież moja tolerancja ma granice. dlaczego ludzie myślą, że podejmując pewne decyzje, cała reszta ich planu decyzyjnego będzie nietknięta? bo ludzie podejmują decyzje na pewnym etapie przemyśleń, po czym nie wracają do już wcześniej opracowanych aspektów, o które zazwyczaj znacząco zahacza późniejsza zmiana zdania. a co to oznacza? że osoba reagująca na zmiany widzi nieścisłości, które według osoby karmiącej są jedynym - przecież przemyślanym - wyjściem, a wszyscy wiemy za jakie jest uważane dziecko, które nie chce zjeść tego, co mu mama podaje. żryj! nie marudź! a dziecko nie ma wyjścia. dorośli.. samodzielni mogą w pewnym momencie... hmm... niby wiele słów by tu pasowało, ale "pierdolnąć" znów jest najwyrazistszym do tego celu. ...tym wszystkim i odejść od stołu, przy którym ostatnie kilka lat spędzili dzięki tak zwanemu dobremu wychowaniu, kurtuazyjnej chęci poprawienia jakości życia paru osób i dzikiej wierze, że ten świat jest lepszy, niż ktokolwiek go malował. ludzie mówią coś do mnie bez żadnej próby przewidywania mojej reakcji. czy wbrew pozorom, to nie jestem w stanie określić, ale: ma to swój logiczny sens. w końcu pojmę ideę powiązaną z charakterem mówcy i zrozumiem, że innego wyboru nie miał. według niego. nie mogę go za to winić. i co z tego, że zrozumiałem, gdy to imadło się mojej logiki nie ima? te dwa światy, dwa procesy poznawcze.. kogoś i mnie zrozumienie... one się wzajemnie taranują. i nigdy nie wiadomo, co z tego wyniknie. chcesz zostawić to kulawemu losowi niesprawiedliwości, czy wolisz o tym spokojnie porozmawiać? optuję za opcją obok nieprzypadkowego ciastka i wybranego smaku herbaty.


zrób zdjęcie wewnątrz mojej duszy. zapamiętaj, jeśli chcesz. jeśli nie, to wyrzuć. zdecyduj! bo ja już tego stanu nie chcę. a szczególnie nie ze stron nagłych, których bym o to nie podejrzewał.

niedziela, lutego 06, 2011

slow walk to epiphany

would you mind very much jumping into it?


miłość nie zna pieniędzy. jeszcze jakiś czas temu chciałem kogoś wziąć ze sobą w dalszą podróż. i wiem, że ta osoba by się broniła dlatego, że bym ją brał w takiej postaci, by się niczym nie musiała przejmować. prawie niczym. i pieniądze byłyby nieważne. ewentualne "oddasz, kiedy chcesz" załatwiłoby sprawę bez nastawienia na zwrot. z resztą.. jaki zwrot? czego? "wygrałem wycieczkę, standard może nie najlepszy i musimy sami dojechać, ale bardzo by mi było miło, gdybyś to właśnie Ty była moją osobą towarzyszącą". tak oczywiste z uśmiechem wypowiedziane słowa chyba dobitnie określają dalsze zdania typu "niczym się nie przejmuj". i co? to jest kupowanie kogoś? jeśli tylko ktoś czuje, że takim gestem kupuje drugą osobę, to zgadzam się pełnym sercem z tak postawioną tezą. jeśli robi to, by sprawić jej przyjemność, bo chce by zawsze czuła się najlepiej, jak to tylko możliwe, to chyba nikt nie powie, że to jest zbrodnia lub choćby wykroczenie łapówkarskie. oczywiście.. istnieje teoria, że dziewczynę się kupuje, bo przecież, bierze się ją do kina, na kolację, kręgle, bilard, muje, dzikie węże, ale przecież jeśli tylko ktoś jest w stanie wydać pieniądze na taki cel, to dlaczego nie? jeśli nie może, to trzeba sobie radzić inaczej, co nie jest dzisiejszą kwestią poradnika moralnego. pieniądze nie są po to, by leżeć, chyba, że chodzi o zabezpieczenie finansowe. pozyskuje się je w jednym celu. tak więc w moim przypadku to, że miłość nie zna pojęcia wydatku, jest z jednej strony całkiem fajnie, a z drugiej przykładowy nowy rower nie tyle zostałby wykluczony z równania, co nie byłoby go w nim, więc też "fajnie". wniosek? co by się nie działo - jest najlepiej, jak może być w danym momencie. czyli okazuje się, że swoje życie prowadzę całkiem wprawnie. nie - rozsądnie, choć niektórzy mogą synchronizować te pojęcia, co w pewnym przedziale jest dopuszczalne, ale rozsądek jest pojęciem zbyt względnym i osobistym, by go na całej linii przyrównywać do pojęć synonimicznych.


wszelkie żałości pojawiają się, gdy coś pójdzie niezgodnie z wymyślonym planem przyszłości. wtedy jest buba ryjąca mózg... może w następnym odcinku.

piątek, lutego 04, 2011

ulica fabryczna

how the hell we wind up like this? I wonder if I ever see...


czy warto mnie ratować? powiedz. hipotetycznie. nie jako wartość człowieka, bo każde istnienie jest ważne. nie jako generalizacja. nie jako przykład związany z bólem bliskich. nie coś, co można do prawie każdej innej osoby przypasować. wyobraź sobie, że możesz uratować jedną osobę. jedną z dwóch. a ta druga jest tą, którą chcesz uratować. jaki argument padłby na moją korzyść? decydujesz, kto żyje, czy decydujesz, kto umiera? trochę skorygowany dylemat wagonika, tudzież zwrotnicy, z życiem moim i tej konkretnej osoby. kto by musiał być tą drugą osobą, bym przeżył? czy gdybym powiedział, że chcę życia tego drugiego osobnika i siebie poświęcić, to czy byłoby Ci łatwiej podjąć decyzję? na te i podobne pytania nie ma czasu odpowiadać, gdy jestem przywiązany do torów. ale to, co możesz zrobić, to poleżeć w bezpiecznym miejscu obok. a jak sobie tak leżymy pod gwiazdami, zdajemy sobie sprawę z tego, jak mali jesteśmy. jeśli oni potrafiliby kochać tak, jak Ty, to jak wyglądałby ten świat?


"dla takich nutek warto przestrajać" - ten komentarz jest wart na przykład ciepłego przytulenia.

wtorek, lutego 01, 2011

15 blocks out

cała saga nie-do-maga?


gitara, książka, komputer, czasami komórka i siłownia. chciałbym napisać, że nie rozumiem dziewczyn/Kobiet. chciałbym napisać, a o ile mnie pamięć nie myli, już napisałem kiedyś, że nie chcę ich zrozumieć. tylko przecież jedną z pierwszych zasad współistnienia mojego z innymi ludźmi jest zrozumienie. motywów, procesów myślowych i nielogicznie logicznych implikacji prowadzących do konkretnych wniosków istot, z którymi się chcę nagminnie komunikować. i o ile w pewnych sytuacjach chciałoby się tym wszystkim pierdolnąć o ścianę i nie przejmować się - nie potrafię. bo jeśli na kimś zależy, czy to w sposób emocjonalnie najwyższy, czy niższy, czy emocjonalnie najpotrzebniejszy, czy mniej pożądany, to przecież nie można spoglądać nieprzejrzyście na sprawy wagi najwyższej i najpotrzebniejszej. zawsze się patrzy zza odrobinę mglistej doliny, bądź zachmurzonego w niewielkim stopniu wzgórza. ale gdy ta niecna niecka jest spowita mlekiem, groźna choroba psychiczna brata jest bardzo blisko, jak dowiedzieliśmy się z tragicznego życia polskich przywódczyków. a ja chcę, by mój brat był zdrowy. dosyć o polityce.


nobody knows I'm here fifteen blocks out.

czwartek, stycznia 27, 2011

szacunek

bez tłumaczenia poniższych wyrazów każdy czytający może wziąć je personalnie do siebie. life cycles.


nieważne jak dobrze zbudujemy rzecz. nieważne jak jak mocno ją kochamy. jak wszystko inne, z jakiegokolwiek powodu. istnieją siły, których celem jest zabranie tego wszystkiego.


dostałem od Ciebie najlepszy prezent. zgadnij który. i napisz mi...

wtorek, stycznia 25, 2011

white trash beautiful

what it's like.


będąc myśliwym nauczyłem się zachowań zwierzyny. czy w paintball'u, czy to w życiu - analogie nie tyle samych zachowań, co procesu ich poznawania są bardzo podobne. dobry algorytm, czyli odpowiednie pytania i notatka najpierw najbardziej widocznych ram, tak zwanych sygnałów force-feedback, a potem drobnych szczegółów, rys niepasujących do tych zarysów. dzięki temu teraz mogę skutecznie ubrać się w ghillie suit, przybierając wygląd najbardziej pożądanego zwierzęcia. chyba, że myśliwa będzie roślinożerna, to i kwiatem lotosu mogę być. i tak nieważne na początku, bo do czasu, gdy pojedzie blizej, będę wiedział, czego pragnie.


nie będę stał w miejscu czekając na upolowanie. nie będzie łatwo, ale jeśli nie zrezygnuje - będzie przewspaniale smakowało.

niedziela, stycznia 23, 2011

suga blvd.

you got me lifted shifted...


gdy umrę, to chciałbym, by przy moim grobie pojawiły się wnuki w okolicy dnia dziadka. jeśli istnieje coś takiego jak możliwość posiadania takiej wiedzy w życiu po życiu. i nie chodzi tu o poddawanie w wątpliwość wiary i Boga, choć część ludzi tak to zrozumie i zamknie się na wszelkie dalsze słowa zbliżające do wyjaśnienia nie tak odległej przecież sytuacji. nikt nie wie, jak dokładnie wygląda bezpostaciowy świat dusz. wszystko jest wyobrażeniem. a ja lubię sobie wyobrażać. i lubię stawiać warunek "jeśli". jeśli bym nie wierzył, to czy byłbym w stanie poddawać w wątpliwość własną wiarę?


'and when you gaze long into an abyss the abyss also gazes into you'

just in a...

śniło mi się, że masz profil na fb.


co z tego, że tańczyła jedna taka interesująca. kiedy nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak, co i kiedy, albo gdy nie chcę sobie tego imaginować, to jakoś nie mam motywacji. a teraz może i chciałem, ale ten płotek, który stoi sobie na moim biurku, jest za wysoki do przeskoczenia dla osoby, która jeszcze nie wie, czy chce w ogóle wystartować do tej dyscypliny, czy wybrać gimnazjalne sześćdziesiąt metrów, czy chód Korzeniowskiego na pięćdziesiąt.


rzeźbić można całe życie, ale kształt powinien być widoczny proporcjonalnie na początku.

poniedziałek, stycznia 17, 2011

80,8

kilka dni połowicznego odcięcia przede mną.


nostradamusem nie jestem, ale on sam też nim nie był w pełni. wracając.. nostradamusem nie będąc przepowiadam, że jutro będę miał problemy z ruszaniem nogami i rękami. będzie ciekawie. i bardzo dobrze. w końcu. jestem zadowolony, choć ludzi było zdecydowanie za dużo. trzeba zacząć, ale trzeba też kontynuować. a jutro rano - obok standardowych zachowań - jajecznica, dopakowanie i fru. bez owijania i bez podtekstów. prawie.


a-szóstką do phap.

niedziela, stycznia 16, 2011

Aotearoa

tocząc się na głębię


jestem daleko. z nikim się nie pożegnałem. niby specjalnie, ale teraz żałuję w sposób wyśmiewczo-paradoksalny. nikt mi nie powiedział, że będąc tak daleko i nie znając jednocześnie choćby przybliżonej daty powrotu, tak szybko zacznę słuchać paru wolnorytmowych utworów żyjącego Morrisona, które sprawiają, że muszę co chwilę klikać pauzę, by smutek na kilka sekund oddalił się od mojej krtani i oczu jednocześnie pobudzając monotonnie powtarzające się pragnienie kolejnej porcji doznań masochistycznych. i wiem, a nawet jestem świadomy, że kilka nut później cykl znów się zacznie powtarzać.. a mimo tej mądrości zachowuję się na opak. z resztą teraz już sama myśl o tych dźwiękach sprawia, że moje płuca przyjmują z powietrza jakby większą ilość wodoru, a inercja sprawia, że cięższe pierwiastki zaczynają zalegać w lewym płucu, po czym ekstrahują swe moce tak, by najszybciej trafić tam, gdzie w ciele romantyka znajdują się najczęściej. prawa natury. a dlaczego zaczęły działać właśnie teraz? na przestrzeni ponad pięciu lat dziejów można dostrzec pewną regularność. na początku logicznie odrzucam ten motyw, a następnie - coraz bardziej zagłębiając się w prawdy psychologiczne - dochodzę do wniosku, że ta wredna logika jednak podpowiada ścieżkę o dobrym kierunku. a ja ten wektor odrzucam przedstawiony w tak czystej postaci i jednocześnie nie mogę się skupić, by podejść bliżej rozwiązania, bo myśli uciekają do źródła tylko jednego z powodów. i to akurat tego, który jest moim domniemanym punktem startowym i od którego rozmyślania się zaczynają, a który logika próbuje wtrącić do szuflady bliskiej wymówce. próba wyskoczenia z zapętlenia kończy się... a właściwie nie. bo prowadzi do kolejnych zdań, które mają coraz mniejszy sens, a przecież muszę skończyć bezsensownie klikać.


to the beat.

piątek, stycznia 14, 2011

ludzie listy piszą

kto nie szuka, tego znajdzie.


cześć mikołaju święty, co to roznosisz prezenty. wiem, że ten rym jest słaby, bo mam 8 lat i pół, a noszę swój pasek aby spodnie nie spadły mi w dół. a przecież w górę nie mogą - chyba, ze do góry nogą jedną jestem i drugą też do nieba tak długą. a oprócz paska mam szelki, co są zielone jak trawa, bo chudy jestem i wielki, a skrable to fajna zabawa. tych moich szelek nie lubię, choć pasek nic mi nie daje, zielone są więc je gubię, jak trawa na wiosnę wstaje. a mama je zawsze znajduje wśród trawy i krowich placków - szacunek sobie buduje choćby już po omacku. przynieś mi kasę. pozdrawiam Cię.


ludzie już nie piszą. a niektórzy by mogli przestać:)

poniedziałek, stycznia 10, 2011

eros i tanatos

smsy na koniec świata


no rzeczywiście dawno się nie widzieliśmy. też tak myślę, ale wiesz, że nie było kiedy. serio? no to ładnie się działo. u mnie też całkiem nie bez ekscesów, choć nie tak kolorowo, bo bardziej biało. przecież wiesz, że kocham.. chyba nie muszę o tym głośno mówić. już o wiośnie zaczynam myśleć. pewne zmiany się szykują.. ale zobaczymy, co dojdzie do skutku. kolejną zimę spędzę już w lecie.. hmm.. albo odwrotnie. w każdym razie w miejscu, o jakieś 3000km na wschód oddalonym od najdalej położonego punktu względem mojego dzisiejszego pobytu. a Twoje plany i pragnienia, żeby nic i wszystko pozmieniać? super pomysł. jeśli Ci to sprawi przyjemność i właśnie to Cię uszczęśliwi, to dlaczego nie? i nie przejmuj się tymi, którzy będą Cię zazwyczaj nieświadomie hamować. i zapewne nie umknęło Twojej uwadze, że znowu schodzimy na tematy filozoficzne? i zapewne Tobie również to nie przeszkadza, póki czas będzie niezauważalnie pędził wśród słów, które liczą się bardziej niż obserwator mógłby wywnioskować. niby small-talk, a jednak to jakoś zbliża. oj..


...or loud noises, clowns and nuns...

czwartek, stycznia 06, 2011

witamina C

zwierzenia prowadzą.


wiersze można pisać, jak jest wena. a teraz nie ma. trochę to dziwne, bo myśli idą w kierunku zazwyczaj z nią związanym. troszkę to wszystko popaprane. tylko na zewnątrz ludziom się zdaje, że jestem w pełni zadowolony z życia, że nie mam czym się przejmować, że mogę wszystko. i ok. mogę. dzięki wspaniałej grze mogę. kółko się zapętla, dzięki czemu ludzie dają mi szanse i możliwości. jakie to wszystko wspaniałe...


idę sobie zapodać grama. prewencyjnie.

pacjent

w horrorach nic się nie dzieje. i to rzeczywiście jest straszne.


jak się masz? co Ci dzisiejszego dnia po głowie chodziło? nowa fryzura? o.. fajny ten sweterek. współgra z delikatnymi kolczykami i Twoim uśmiechem. nie.. nie czerwień się. tak myślę.. z resztą co nie współgra z tym wyrazem? to dzięki niemu Twoja atrakcja świata otaczającego jest tak duża. ale.. dzień dobroci będzie kiedy indziej teraz opowiadaj, co tam słychać.


słowa... czy wypowiedziane, czy napisane, czy te zupełnie nieujawnione poza usta... są i będą w świadomości.

poniedziałek, stycznia 03, 2011

Marxizm

tutaj, czekając na Ciebie


miałem iść spać. kilka nutek i płacz jest zależny od kilku oddechów. oczy mokre na zawołanie moby'ego. a myśli wędrują w kierunku niespełnionego. cztery i pół minuty, które potrafią zarządzić wieczorem i nocą, dźwięki wymagające od umysłu przejścia w stan uśpienia rozumu, a właściwie przełączające guzik w sposób niezauważalny i natychmiastowy. bezsens szukania sensu... a mimo tego jest to moje życie.


spać ze łzami po drugiej stronie oczu...

PG-13

the best plan B that goes with plan Jay.


znalazłem podświadomy powód syfu na biurku. chodzi o to, by zasłonić syf przeszłości. i tak bardzo, jak nie zgadzam się z tym nazewnictwem, tak bardzo poetycko brzmiałby morał w takich słowach. tylko bajka byłaby co najmniej w tytułowej kategorii. na samą myśl o tym, że mógłbym to nazwać w ten sposób, dostaję odruchu, jak gdybym sobie palca włożył do gardła. a w sumie nie na myśl, a na mój obraz. rzygam sobą myśląc o sobie, jako o osobie potrafiącej coś takiego wymyślić. bo tak nie myślę. a teraz, po częściowym uprzątnięciu został bałagan, przez który prześwituje przeszłość. jeszcze kilka dni i znów przez drzewa nie będzie widać lasu. jeszcze kilka miesięcy i może w końcu uprzątnę prawdziwy powód. póki co, przeraża mnie możliwość przeniesienia i pustka, jaka powstanie po lesie, gdy go wytnę w pień. a kalendarz carlsberga niechcący wyrzuciłem. powód jest tak podświadomy, że aż trudno w niego uwierzyć, ale - o ironio! - właśnie z tego powodu jest bardziej logiczny jako podświadomy, choć wątkiem pobocznym niewątpliwie jest odwieczna niechęć do odrzucenia pokusy romantycznego masochizmu, którą można tylko przysłonić, by ujrzeć ją w zawsze bardziej nieodpowiednim momencie.


przerwa była spowodowana brakiem czasu w momencie, gdy były myśli... lub brakiem chęci, gdy był czas... lub brakiem myśli, gdy były chęci. plus inne waria rotacyjne.