czwartek, stycznia 27, 2011

szacunek

bez tłumaczenia poniższych wyrazów każdy czytający może wziąć je personalnie do siebie. life cycles.


nieważne jak dobrze zbudujemy rzecz. nieważne jak jak mocno ją kochamy. jak wszystko inne, z jakiegokolwiek powodu. istnieją siły, których celem jest zabranie tego wszystkiego.


dostałem od Ciebie najlepszy prezent. zgadnij który. i napisz mi...

wtorek, stycznia 25, 2011

white trash beautiful

what it's like.


będąc myśliwym nauczyłem się zachowań zwierzyny. czy w paintball'u, czy to w życiu - analogie nie tyle samych zachowań, co procesu ich poznawania są bardzo podobne. dobry algorytm, czyli odpowiednie pytania i notatka najpierw najbardziej widocznych ram, tak zwanych sygnałów force-feedback, a potem drobnych szczegółów, rys niepasujących do tych zarysów. dzięki temu teraz mogę skutecznie ubrać się w ghillie suit, przybierając wygląd najbardziej pożądanego zwierzęcia. chyba, że myśliwa będzie roślinożerna, to i kwiatem lotosu mogę być. i tak nieważne na początku, bo do czasu, gdy pojedzie blizej, będę wiedział, czego pragnie.


nie będę stał w miejscu czekając na upolowanie. nie będzie łatwo, ale jeśli nie zrezygnuje - będzie przewspaniale smakowało.

niedziela, stycznia 23, 2011

suga blvd.

you got me lifted shifted...


gdy umrę, to chciałbym, by przy moim grobie pojawiły się wnuki w okolicy dnia dziadka. jeśli istnieje coś takiego jak możliwość posiadania takiej wiedzy w życiu po życiu. i nie chodzi tu o poddawanie w wątpliwość wiary i Boga, choć część ludzi tak to zrozumie i zamknie się na wszelkie dalsze słowa zbliżające do wyjaśnienia nie tak odległej przecież sytuacji. nikt nie wie, jak dokładnie wygląda bezpostaciowy świat dusz. wszystko jest wyobrażeniem. a ja lubię sobie wyobrażać. i lubię stawiać warunek "jeśli". jeśli bym nie wierzył, to czy byłbym w stanie poddawać w wątpliwość własną wiarę?


'and when you gaze long into an abyss the abyss also gazes into you'

just in a...

śniło mi się, że masz profil na fb.


co z tego, że tańczyła jedna taka interesująca. kiedy nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak, co i kiedy, albo gdy nie chcę sobie tego imaginować, to jakoś nie mam motywacji. a teraz może i chciałem, ale ten płotek, który stoi sobie na moim biurku, jest za wysoki do przeskoczenia dla osoby, która jeszcze nie wie, czy chce w ogóle wystartować do tej dyscypliny, czy wybrać gimnazjalne sześćdziesiąt metrów, czy chód Korzeniowskiego na pięćdziesiąt.


rzeźbić można całe życie, ale kształt powinien być widoczny proporcjonalnie na początku.

poniedziałek, stycznia 17, 2011

80,8

kilka dni połowicznego odcięcia przede mną.


nostradamusem nie jestem, ale on sam też nim nie był w pełni. wracając.. nostradamusem nie będąc przepowiadam, że jutro będę miał problemy z ruszaniem nogami i rękami. będzie ciekawie. i bardzo dobrze. w końcu. jestem zadowolony, choć ludzi było zdecydowanie za dużo. trzeba zacząć, ale trzeba też kontynuować. a jutro rano - obok standardowych zachowań - jajecznica, dopakowanie i fru. bez owijania i bez podtekstów. prawie.


a-szóstką do phap.

niedziela, stycznia 16, 2011

Aotearoa

tocząc się na głębię


jestem daleko. z nikim się nie pożegnałem. niby specjalnie, ale teraz żałuję w sposób wyśmiewczo-paradoksalny. nikt mi nie powiedział, że będąc tak daleko i nie znając jednocześnie choćby przybliżonej daty powrotu, tak szybko zacznę słuchać paru wolnorytmowych utworów żyjącego Morrisona, które sprawiają, że muszę co chwilę klikać pauzę, by smutek na kilka sekund oddalił się od mojej krtani i oczu jednocześnie pobudzając monotonnie powtarzające się pragnienie kolejnej porcji doznań masochistycznych. i wiem, a nawet jestem świadomy, że kilka nut później cykl znów się zacznie powtarzać.. a mimo tej mądrości zachowuję się na opak. z resztą teraz już sama myśl o tych dźwiękach sprawia, że moje płuca przyjmują z powietrza jakby większą ilość wodoru, a inercja sprawia, że cięższe pierwiastki zaczynają zalegać w lewym płucu, po czym ekstrahują swe moce tak, by najszybciej trafić tam, gdzie w ciele romantyka znajdują się najczęściej. prawa natury. a dlaczego zaczęły działać właśnie teraz? na przestrzeni ponad pięciu lat dziejów można dostrzec pewną regularność. na początku logicznie odrzucam ten motyw, a następnie - coraz bardziej zagłębiając się w prawdy psychologiczne - dochodzę do wniosku, że ta wredna logika jednak podpowiada ścieżkę o dobrym kierunku. a ja ten wektor odrzucam przedstawiony w tak czystej postaci i jednocześnie nie mogę się skupić, by podejść bliżej rozwiązania, bo myśli uciekają do źródła tylko jednego z powodów. i to akurat tego, który jest moim domniemanym punktem startowym i od którego rozmyślania się zaczynają, a który logika próbuje wtrącić do szuflady bliskiej wymówce. próba wyskoczenia z zapętlenia kończy się... a właściwie nie. bo prowadzi do kolejnych zdań, które mają coraz mniejszy sens, a przecież muszę skończyć bezsensownie klikać.


to the beat.

piątek, stycznia 14, 2011

ludzie listy piszą

kto nie szuka, tego znajdzie.


cześć mikołaju święty, co to roznosisz prezenty. wiem, że ten rym jest słaby, bo mam 8 lat i pół, a noszę swój pasek aby spodnie nie spadły mi w dół. a przecież w górę nie mogą - chyba, ze do góry nogą jedną jestem i drugą też do nieba tak długą. a oprócz paska mam szelki, co są zielone jak trawa, bo chudy jestem i wielki, a skrable to fajna zabawa. tych moich szelek nie lubię, choć pasek nic mi nie daje, zielone są więc je gubię, jak trawa na wiosnę wstaje. a mama je zawsze znajduje wśród trawy i krowich placków - szacunek sobie buduje choćby już po omacku. przynieś mi kasę. pozdrawiam Cię.


ludzie już nie piszą. a niektórzy by mogli przestać:)

poniedziałek, stycznia 10, 2011

eros i tanatos

smsy na koniec świata


no rzeczywiście dawno się nie widzieliśmy. też tak myślę, ale wiesz, że nie było kiedy. serio? no to ładnie się działo. u mnie też całkiem nie bez ekscesów, choć nie tak kolorowo, bo bardziej biało. przecież wiesz, że kocham.. chyba nie muszę o tym głośno mówić. już o wiośnie zaczynam myśleć. pewne zmiany się szykują.. ale zobaczymy, co dojdzie do skutku. kolejną zimę spędzę już w lecie.. hmm.. albo odwrotnie. w każdym razie w miejscu, o jakieś 3000km na wschód oddalonym od najdalej położonego punktu względem mojego dzisiejszego pobytu. a Twoje plany i pragnienia, żeby nic i wszystko pozmieniać? super pomysł. jeśli Ci to sprawi przyjemność i właśnie to Cię uszczęśliwi, to dlaczego nie? i nie przejmuj się tymi, którzy będą Cię zazwyczaj nieświadomie hamować. i zapewne nie umknęło Twojej uwadze, że znowu schodzimy na tematy filozoficzne? i zapewne Tobie również to nie przeszkadza, póki czas będzie niezauważalnie pędził wśród słów, które liczą się bardziej niż obserwator mógłby wywnioskować. niby small-talk, a jednak to jakoś zbliża. oj..


...or loud noises, clowns and nuns...

czwartek, stycznia 06, 2011

witamina C

zwierzenia prowadzą.


wiersze można pisać, jak jest wena. a teraz nie ma. trochę to dziwne, bo myśli idą w kierunku zazwyczaj z nią związanym. troszkę to wszystko popaprane. tylko na zewnątrz ludziom się zdaje, że jestem w pełni zadowolony z życia, że nie mam czym się przejmować, że mogę wszystko. i ok. mogę. dzięki wspaniałej grze mogę. kółko się zapętla, dzięki czemu ludzie dają mi szanse i możliwości. jakie to wszystko wspaniałe...


idę sobie zapodać grama. prewencyjnie.

pacjent

w horrorach nic się nie dzieje. i to rzeczywiście jest straszne.


jak się masz? co Ci dzisiejszego dnia po głowie chodziło? nowa fryzura? o.. fajny ten sweterek. współgra z delikatnymi kolczykami i Twoim uśmiechem. nie.. nie czerwień się. tak myślę.. z resztą co nie współgra z tym wyrazem? to dzięki niemu Twoja atrakcja świata otaczającego jest tak duża. ale.. dzień dobroci będzie kiedy indziej teraz opowiadaj, co tam słychać.


słowa... czy wypowiedziane, czy napisane, czy te zupełnie nieujawnione poza usta... są i będą w świadomości.

poniedziałek, stycznia 03, 2011

Marxizm

tutaj, czekając na Ciebie


miałem iść spać. kilka nutek i płacz jest zależny od kilku oddechów. oczy mokre na zawołanie moby'ego. a myśli wędrują w kierunku niespełnionego. cztery i pół minuty, które potrafią zarządzić wieczorem i nocą, dźwięki wymagające od umysłu przejścia w stan uśpienia rozumu, a właściwie przełączające guzik w sposób niezauważalny i natychmiastowy. bezsens szukania sensu... a mimo tego jest to moje życie.


spać ze łzami po drugiej stronie oczu...

PG-13

the best plan B that goes with plan Jay.


znalazłem podświadomy powód syfu na biurku. chodzi o to, by zasłonić syf przeszłości. i tak bardzo, jak nie zgadzam się z tym nazewnictwem, tak bardzo poetycko brzmiałby morał w takich słowach. tylko bajka byłaby co najmniej w tytułowej kategorii. na samą myśl o tym, że mógłbym to nazwać w ten sposób, dostaję odruchu, jak gdybym sobie palca włożył do gardła. a w sumie nie na myśl, a na mój obraz. rzygam sobą myśląc o sobie, jako o osobie potrafiącej coś takiego wymyślić. bo tak nie myślę. a teraz, po częściowym uprzątnięciu został bałagan, przez który prześwituje przeszłość. jeszcze kilka dni i znów przez drzewa nie będzie widać lasu. jeszcze kilka miesięcy i może w końcu uprzątnę prawdziwy powód. póki co, przeraża mnie możliwość przeniesienia i pustka, jaka powstanie po lesie, gdy go wytnę w pień. a kalendarz carlsberga niechcący wyrzuciłem. powód jest tak podświadomy, że aż trudno w niego uwierzyć, ale - o ironio! - właśnie z tego powodu jest bardziej logiczny jako podświadomy, choć wątkiem pobocznym niewątpliwie jest odwieczna niechęć do odrzucenia pokusy romantycznego masochizmu, którą można tylko przysłonić, by ujrzeć ją w zawsze bardziej nieodpowiednim momencie.


przerwa była spowodowana brakiem czasu w momencie, gdy były myśli... lub brakiem chęci, gdy był czas... lub brakiem myśli, gdy były chęci. plus inne waria rotacyjne.