czwartek, maja 29, 2008

koszykarska

nie uśmiecham się. może dlatego, że spałem trzy godziny. może dlatego, że nic mi nie wychodzi, a jedyną osobą, którą mogę za to winić, jest taki nieuśmiechający się pojeb.


półtorej godziny temu widziałem anioła. i może nie na stacji metra, tylko pkp, ale finał podejrzewam taki sam. i gdzieś ją już wcześniej widziałem.
teraz siedzę w złotych tarasach i się tigerkiem rozbudzam. i nadal brak uśmiechu. u mnie. bo ona miała boski. tyle na teraz. lecę.


never knew what might have been.