piątek, lipca 30, 2010

round round

tym razem totalnie p(!) formatowanie.


historia powtarza się zataczając inne koło. mniejsze, ale ciaśniejsze. nie umiem oddychać. ktoś mi przestrzelił płuco po prostu. nie, żebym się nie spodziewał, bo jak ktoś trzyma w dłoni broń, a palec na spuście, to może znaczyć, że jest w stanie wykonać kilka ruchów więcej i w zależności od umiejętności walnąć bardzo pożądanego headshota, bądź unieszkodliwić jedynie kolano. ja dostałem najgorzej, bo w lewe płuco, a kula ugrzęzła w półkilogramowym czerwonym worku - niestety - nie świętego mikołaja. teraz boli. wyciągnąć ją może jedynie niesamowicie wykwalifikowany personel na dwa sposoby: delikatnie przez otwór, którym wpadła lub popchnąć wyrywając znaczną ilość tkanki z drugiej strony. a to wszystko, bo wystarczy zaufać i się odwrócić na moment. w tym przypadku dobrze, że kręgosłup cały.


tym razem i na stałe. a ten uśmiech po prawej jest totalnie nie na miejscu.