czwartek, maja 26, 2011

cool side of my pillow

twist and turn.


jak to dziwnie w życiu bywa, że nagle sytuacja się potrafi odwrócić. znalazłem swoje miejsce, którego mi brakowało od dłuższego czasu. szum strumyczka, zieleń, świergot, a to wszystko nie są skojarzenia, tylko odczucia. idealnie, co prawda, nie jest, ale wystarczająco odludnie, by nazwać je moim. a gdyby tu zbudować dom? ciekawa koncepcja, której jednak flow zapewne nie zostanie podtrzymany z naturalnych, póki co, powodów. i nie chodzi tu nawet o moje marzenia o australii, które przez ostatnie dwa lata straciły na sile, choćbym nie wiem ile o nich mówił. taki już jestem.. zarzekam się, że kolejnym razem nie będę poświęcał marzeń dla kogoś, a i tak kończy się w ten sam sposób. marzenie jeszcze we mnie nie zdechło, ale na razie muszę skończyć jedno, by stać się wolnym człowiekiem i móc wprowadzać zmiany, na jakie tylko będę miał ochotę. w pewnym sensie stanę się więc młodszym o obowiązki człowiekiem. nigdy nie mów nigdy... bo w tych czasach nie tylko przyszłość jest niepewna, ale i przeszłość występuje jako niewiadoma, a bez przeszłości jesteś nikim w teraźniejszym świecie. i się zastanawiam, czy w przyszłości nie zrobić hasła, które strzegłoby mojej przeszłości w czasie teraźniejszym. dywagacje na temat sensu tego pomysłu zostawię na inną noc, bo teraz się zastanawiam nad publikacją wiersza...


hot spot bez internetu. ...tylko te rejestracje, którym brakuje fikcji...