wtorek, sierpnia 17, 2010

all but warm

kilka nocy temu nie mogłem zasnąć. powód znam, ale wolę myśleć, że to dlatego, że byłaś blisko tej nocy, kiedy warkocze przesuwały się po niebie. byłaś blisko, choć o tym nie wiedziałaś.


kazanie, to wyraz, który sam w sobie źle nastawia. ktoś komuś coś wpaja do znudzonego zmuszenia.. tak to nie ma prawa zaskoczyć, a i tak jest błędnie wyświechtanym pojęciem, które nosi w sobie tylko znamiona odpowiedniego wyrazu. no bo komu ten wyraz się kojarzy pozytywnie z dzieciństwa? za to homilia jest łagodna i taka.. ludzka. a mimo tego ludzie widzą ją jako kazanie. ludzie chodzą do kościoła, a tylko niewielka cząstka tej całej mazi organicznej siedzi, stoi i klęczy z braku niesłusznych powodów. a jeśli ktoś wierzy w życie wieczne, to czy jego uczynki będą bezinteresowne? otóż odpowiedź jest inna niż proste "ty.. rzeczywiście to poplątane". te wszystkie (nie wiedzieć czemu, ale - głównie) babcie w pewnych momentach, jak dzieje się coś niestandardowego, zachowują się jak takie papużki w klatkach. a to słupek przeszkadza, a to kratka, a to inna papuga, więc trzeba szybko przemieszczać głowę i - w razie możliwości - całe ciało, by ujrzeć kto co wykombinował. ostatnio pewna para przeżywała, jak to ksiądz określił, 50-lecie współżycia, więc odnawiali przysięgi... hmm.. po co? ok.. rozumiem - fajna sprawa i zazdroszczę, bo sam czegoś takiego nie dożyję (kiedyś nie dożyję?), ale przecież przysięga małżeńska nie przestaje nagle obowiązywać po pięćdziesięciu wiosnach. przecież ona nie rdzewieje, a patrząc pod innym kątem, to jeśli się czuje... jeśli się po prostu chce powiedzieć ją po raz wtóry, to przecież już samo to w swojej istocie jest świadectwem braku potrzeby takiego ruchu. a jak ksiądz pyta "czy chcecie?", to niesamowicie rażące jest niestylowe odpowiadanie "chcemy" najpierw przez nią, a potem przez niego. albo chcesz albo razem chcecie.


owady rzucają bomby na kwiaty