motyl
dla jednych serce, dla innych tornado.
dzisiaj nie potrafiłem się skupić. chociaż potrzebowałem tego nastroju, jeśli tak to można nazwać. okazuje się, że festiwal rzeczywiście jest czymś wyrwanym z życia, a nie tylko wygryza 10 dni i niektórym kolejny chory tydzień. tak jakby życie w życiu. sen w życiu. po prostu sen. tylko taki wspólny. wspomnienia, których niektórzy nie dzielą w takiej ilości, jak inni. dobre i złe.. ale takie wyrwane z kontekstu codziennej udręki i równie codziennych radości. czas, w którym możesz wcielić się w inną postać, choć lepiej dla innych, by wybór był zawężony. każdy ruch jest nagrywany, a jeśli nie, to znaczy, że źle wykorzystujesz czas. ja go pamiętam, nie od początku, jakby całość stała się w zupełnie innym czasie. i chętnie bym umieścił tę historię.. wcześniej? później? hmm.. trudno powiedzieć. niezbyt jest kiedy. nie żałuję i gdybym miał to przeżyć jeszcze raz - tej kwestii bym nie zmienił. chciałbym zmienić jedynie początek, który pamiętam. mój wzrok i.. nie.. myśli nie. one były w porządku. nawet zbyt dobre i potulne, choć uwierzyć może tylko kilka osób, bo oczy nie zawsze są zwierciadłem duszy. tylko oddech mnie przerażał. i jak myślisz? co jeszcze bym zmienił? ja wiem. i nie ma w tych słowach smutku, bo odpowiedź jej nie zawiera.
najpierw serce, następnie tornado.