niezdecydowana tajemnica
wiem, że za długich tekstów nie chce się czytać. a jak są bełkotem, to.. z resztą spróbuj poniższego.
na przestrzeni dłuższego czasu kilka osób zapytało mnie, jak to jest, że potrafię być "taki" pewny siebie i od ręki mieć zestaw odpowiedzi wraz z działaniem, gdy dzieje się coś nie tak, jak "powinno". przecież nic nie "powinno" się dziać. sami jesteśmy stwórcami świata poprzez cochwilowe sprawianie cudów istniejących bez cienia wątpliwości... lecz jednocześnie trudno tworzyć coś i liczyć na to, by ani księżyc, ani tym bardziej przejaśniałe słońce nie zostawiały odcieni czerni po drugiej stronie ciągnącej się na odległość zależną od kąta uderzenia, miejmy nadzieję, fotonów. są stadionowe sytuacje, w których uwidacznia się niewidoczność cienia, co nie znaczy, że go nie ma. czyniąc tworzymy. tworząc uruchamiamy maszynę przyczynowo-skutkową i już nie da się zatrzymać wszystkich efektów, bo to tak, jakby próbować zatrzymać poszerzanie pęknięcia zatrzymując odnogę pajączka szybnego. dlatego niezwykle ważny jest brak pochopności wypowiadanych słów. ok, wiem, liczą się czyny, nie słowa. pamiętać jednak należy, że wypowiadanie słów również jest czynem, co nas jednoznacznie prowadzi do tego samego punktu. na te ostatnie zdania chciałbym zwrócić większą uwagę, choć statystycznie i psychologicznie to one będą zapamiętane w najmniejszym stopniu. bo o czym to ja..? można analizować przeszłość, o czym niejednokrotnie na dwa niebezpośrednie, kilka pośrednich i bezpośredni sposób pisałem, a czego większość nie robi. a jak analizować przyszłość, która jeszcze się nie przyśniła? cóż... najbardziej prawdopodobne opcje można sobie świadomie i bezboleśnie wkuć w głowę w czasie pseudowolnym, by odpowiedzi przyszły odruchowo w momentach ich potrzebujących. te wyborne, wcześniej w zakamarkach dopracowane opracowania prędzej, czy później, nie w tej, to w innej sytuacji ujrzą światło dzienne. a co wtedy powstanie od strony odsłonecznej?
przemyślenia przeszłości przemyśleniami przyszłości. i odwrotnie.